Glenn Berger wspominając siebie i swoje życie sprzed 14 lat, pewnie nie może uwierzyć, jak bardzo ludzkie losy mogą być poplątane i jak wszystko może zmienić się niemal w jednej chwili. Niespełna półtorej dekady temu był bezrobotnym złodziejem, kiedy nagle do głowy wpadł mu pomysł, by zacząć wyławiać piłeczki golfowe i odsprzedawać je z powrotem do klubów. Niby nic spektakularnego, ale tym sposobem zarobił już $15 mln!
Floryda pełna jest klubów golfowych, w pobliżu których roi się od akwenów wodnych różnej wielkości i głębokości. Ustalając minimalną cenę $1 za piłeczkę, przy ilości 1.3-1.7 mln sztuk wyławianych każdego roku, można zapewnić sobie życie, na całkiem przyzwoitym poziomie.
Niestety, jak w przypadku wszystkiego co brzmi zbyt pięknie by było prawdziwe, tak i profesja poławiacza golfowych piłeczek, ma swoje ciemne strony i poważne niebezpieczeństwa czyhające na nurka pod wodą. Przypominam, że miejscem pracy Bergera jest Floryda. Piękna, wciąż dzika i pełna węży oraz aligatorów! Tak, spotkania z tymi drapieżnikami należą do wkalkulowanego ryzyka, każdego poławiacza piłeczek golfowych.
„Na prawdę nie chcę mówić o aligatorach, ale zdarza się z nimi spotkać i po prostu musisz nauczyć się sobie z nimi radzić. Nurkowanie samo w sobie jest sportem obarczonym pewnym ryzykiem. Jednak większość aktywności nurkowych prowadzi się mając jakąś widoczność, ja nie widzę nic. Dlatego ciągle wpadam na ryby, węże, żółwie i wszystkie stworzenia, jakie można spotkać pod wodą na Florydzie” – objaśnia tajniki swojej pracy Glenn Berger.
Jednym z najbardziej niebezpiecznych zdarzeń jakie spotkały Glenna, była sytuacja kiedy mierzący 2 m aligator wpełzł mu na plecy. Na szczęście udało mu się wymknąć bez szwanku z łupem liczącym 4000 piłeczek golfowych.
Z czasem, kiedy o poławianiu piłeczek stało się głośno, znaleźli się kolejni chętni. Dziś Berger szacuje, że jego konkurencję stanowi ok. 100 nurków, systematycznie poszukujących piłeczek w pobliżu konkretnych pól golfowych.
Źródło: news.com.au