Wiadomo, ze im więksi chłopcy, tym większe mają zabawki (Nie mówiąc już o ego! ) Nasza ekipa składa się z chłopców już całkiem dorosłych, więc zabawek mamy wbród! Przywiezienie tych 12 pełnych toreb do Sierra Leone zaczyna wreszcie przynosić ciekawe rezultaty.
Przez kilka ostatnich dni pływaliśmy wokół wyspy z sonarem. Dla nurków wrakowych to urządzenie znane jak pędzel malarzowi. Dla niezorientowanych słówko wyjaśnienia: woda jest słabo przejrzysta dla światła – zazwyczaj widać pod wodą na kilka-kilkanaście metrów. Jest za to niezwykle gościnna dla fal akustycznych, które przewodzi tysiąc razy lepiej niż powietrze.
Naukowcy wymyślili więc wiele lat temu, że można wysyłać odpowiednie impulsy tych fal i słuchać wracającego, odbitego od dna echa – tak, jak to robi nietoperz szukający owada, tyle, że pod wodą. I w ten sposób można na dnie lokalizować różne przedmioty.
Żadnego tego typu sprzętu – rzecz jasna – dostać w Sierra Leone nie można. Przywieźliśmy więc tu ze sobą na wyprawie zarówno echosondę (która „widzi” to, co się dzieje wprost pod łódką), jak i holowany za łodzią sonar boczny – który jest ślepy na to, co jest wprost pod nami, ale za to widzi po 100 metrów na boki.
Pływamy więc z sonarem i wpatrujemy się w ekran laptopa, żeby wypatrzeć coś nietypowego na tym piaszczysto-kamienistym dnie. Wyznaczyliśmy w ten sposób już kilka ciekawych lokalizacji (jedna z nich na zdjęciu – w lewym dolnym rogu), które stopniowo sprawdzamy. Czasami są to tylko kamienie, czasami resztki wraków, czasami tez zdarza się, że prąd pod wodą jest tak silny, że sprawdzić miejsca się nie da. Wtedy przypływamy o innej porze, kiedy jest minimum, lub maksimum pływów i ruchy wody są najsłabsze. Wygląda no to, że coś ciekawego z tego wyniknie!
Jeszcze więcej ciekawego wynika z badań tego wraku z 20 armatami, który eksplorujemy już od kilku dni, a którego od dnia odkrycia nikt jeszcze nie badał. Kartujemy go, rysujemy działa i kotwice, przeszukujemy pobliskie kamieniska.
Odezwał się do nas pan Rafał Reichert, polski archeolog podwodny pracujący w rejonie Karaibów, który obejrzał zdjęcia naszych kotwic i twierdzi, że jest to typ charakterystyczny dla okrętów pływających po oceanach od XVII do połowy XVIII wieku. To ostatnie nieźle zgadza się z datą z działa – 1762 to nieco ponad połowa XVIII wieku.
Wczoraj też zapuściliśmy się nieco poniżej wraku na piaszczyste łachy, gdzie znaleźliśmy kilkanaście połamanych fragmentów pięknej (chińskiej?) porcelany. Dziś spróbujemy w tym rejonie popracować z ejectorem, być może uda się nam odsłonić więcej zabytków!
Źródło: Organizator