Izrael za sprawą tanich lotów stał się ostatnio bardzo popularnym kierunkiem turystycznym. Miejscowość Ejlat pokrywa całą linię brzegową Izraela nad Morzem Czerwonym, która ciągnie się od granicy z Jordanią do granicy z Egiptem i ma zaledwie 12 km. Postanowiłem więc przekonać się czy ten niewielki kawałek wybrzeża jest warty uwagi płetwonurka.
Wybierając ten kierunek przede wszystkim trzeba liczyć się z tym, że pomimo tanich lotów sam Izrael do tanich nie należy. Dlatego przed wyjazdem dobrze jest zaplanować nocleg i rozważyć wynajem samochodu.
Ponieważ w Izraelu można nurkować bez lokalnego przewodnika, a niemal wszystkie pozycje dostępne są z brzegu, posiadanie własnego środka transportu staje się wyśmienitym rozwiązaniem. Auto przyda się nie tylko na nurkowania, ale również ułatwi nam zobaczenie lokalnych atrakcji na własną rękę.
By pożyczyć sprzęt nurkowy w miejscowych bazach musimy przedstawić aktualne ubezpieczenie nurkowe, certyfikat i zalogowane ostatnie nurkowanie (okres nie dłuższy niż dwa tygodnie od ostatniego nurkowania).
Ja zdecydowałem się na bazę U-dive ze względu na bardzo doświadczonego i przyjaźnie nastawionego właściciela Ofir’a, który udzielił mi cennych wskazówek odnośnie najciekawszych miejsc nurkowych.
Od centrum U-dive wystarczy przejść ok. 100 m w linii prostej, by dojść do brzegu, nieopodal którego znajduje się wrak okrętu rakietowego „Satil”. Jego nadbudówka obrośnięta jest miękkimi koralami, pomiędzy którymi pływają olbrzymie ławice drobnych ryb i polujące na nie skrzydlice.
Po nurkowaniu na plaży czekają na nas prysznice. Wzdłuż całego brzegu znajdują się parkingi, gdzie możemy zostawić samochód, przebrać się, wejść do wody i eksplorować kolejne miejsca.
Ze wszystkich pozycji, które odwiedziłem podczas 15 nurkowań najlepszą okazała się plaża oddalona 200 m na południe od Dolphin Reef. To tam codziennie o wschodzie słońca mamy szansę zanurkować z delfinami, poza pobliskim delfinarium, bez tłumu turystów. O poranku delfiny zazwyczaj wybierają pływanie na wolności, a koło godziny ósmej wracają do „domu”.
Jeżeli rozważacie ten kierunek na swoją kolejną wyprawę, warto dodać, że warunki są tam bardzo przyjazne dla początkujących – zazwyczaj słabe prądy i niskie zafalowanie.
Tutaj znajdziecie więcej zdjęć z Ejlat-u Michałą Procajło
[pro_ad_display_adzone id=”25708″]