Montenegro – brzmi lokalna nazwa tego bałkańskiego kraju. W Czarnogórze po raz pierwszy nurkowałem w 2006 roku. Wtedy pojechałem tam z ekipą Joanny Pajdak-Madetko (obecnie Pajdak-Subry) z Nautiki, zupełnie rekreacyjnie i krajoznawczo. Potem były już tylko eksploracyjne wyprawy speleonurkowe z Andrzejem Szerszeniem „Pszczółkiem” i kolegami-speleonurkami.
Pierwsze moje wspomnienia z Czarnogóry sięgają 10 lat wstecz, gdy to z Joanną, Kasią Dąbrowską, jej mężem i Mariuszem pojechaliśmy na objazdowy tydzień trasą Czarnogóra – Albania – Chorwacja. Zostawaliśmy na drugi tydzień na chorwackiej wyspie Hvar, w bazie Nautica na obozie nurków z niepełnosprawnością HSA. Wtedy wykonaliśmy kilka nurkowań w rejonie Ulcinij, na wrakach i podwodnych wyspach. Widoczność z powodu niedawnych deszczów była słaba, gdyż nieopodal wrakowisk swoje ujście do Adriatyku ma rzeka Buna. Nasz przewodnik obiecał nam następnym razem nurkowania w znajdującym się nieopodal zalanym mieście, ale do Ulcinij nie udało się już wrócić…
Na przełomie 2007 i 2008 roku pojechałem do Czarnogóry wraz z Pszczółkiem, Rafałem Szaniawskim, Dorotą Ostrowską i Serbem Urosem Aksamovicem z klubu Speleoloski Odsek Beograda na wyprawę rekonesansową. Najpierw udaliśmy się na pogranicze Czarnogóry i Albanii. Tam znajduje się znane turystom wywierzysko Savino Oko, przez Albańczyków zwane Oko Skakavica. Nie znaleźliśmy informacji, by ktoś tam nurkował, zatem była szansa wyeksplorować coś nowego, o ile „puści”. Puściło – z dość dużego jeziorka wywierzyskowego korytarz idzie jednostajnie w dół. Nurkowaliśmy na powietrzu, więc nie przekraczaliśmy 45m głębokości, odporny na narkozę azotową Uros dopłynął do 64m. Woda miała ok. 10m przejrzystości, temperaturę 5°C, temperatura otoczenia nie przekraczała -2°C.
Wracając z tego nurkowania przy zjeździe z góry nasz van stracił przyczepność i uderzyliśmy w dom – na szczęście niezamieszkany. Auto nieco się uszkodziło, największym problemem była stłuczona szyba przednia i brak reflektora. Ale Uros z miejscowymi policjantami wszystko załatwił i pojechaliśmy w dalszą drogę – najpierw do warsztatu w Plav, gdzie spędziliśmy 2 dni. Wstawili szybę z plexi, światło od Golfa 1, problemem okazała się chłodnica, której nie mogli połatać. Dawała nam się we znaki w całej dalszej drodze, ale jakoś daliśmy radę pojechać jeszcze w kilka miejsc i wrócić do kraju. Choć z licznymi przystankami na chłodzenie silnika, mimo zimowej aury.
Pojechaliśmy więc z Plavu do mieszkającego w stolicy Czarnogóry, Podgoricy, przyjaciela Urosa, który opowiedział nam o jaskiniach w rejonie jeziora Szkoderskiego, a także o licznych wywierzyskach znajdujących się w dnie jeziora. Udaliśmy się więc tam i z pomocą lokalnej ludności namierzyliśmy Biotsko Oko i Kaludjerovo Oko. To drugie okazało się niedrożne, ale Biotsko Pszczółek wyeksplorował do 24m głębokości – na tyle pozwalał przekrój korytarza, dalej nie udało się wpłynąć, choć się kontynuuje. Woda była dość ciepła, miała 11-12°C, widoczność 6-7m, więc też nienajgorzej. Udaliśmy się także do Radusa. W starym gospodarstwie urządzili się rybacy, którzy w wywierzysku na dużą skalę poławiają i przetwarzają ryby.
Nie nurkowaliśmy, ale dowiedzieliśmy się, że badania dna za pomocą echosondy w tym miejscu wykazały ok. 120m głębokości! Rozpoznawczo byliśmy także w wiosce Pokrijevnica, gdzie ponoć na dnie studni rozwija się jaskinia, a także w Karucu, gdzie też widzieliśmy obiecujące jaskinie wywierzyskowe. Obejrzeliśmy te miejsca, dowiedzieliśmy się jak tu działać z pozwoleniami na nurkowanie, gdyż jest to teren parku narodowego i mogliśmy wracać do Polski. Po drodze był jeszcze sylwester w mieście Bar. Przy okazji tego wyjazdu zobaczyliśmy jak tam w Czarnogórze wszystko funkcjonuje opierając się o różne układy, znajomości i polecenie, poznaliśmy też lokalne powiedzenie, które świetnie to oddaje „każdy kraj ma swoją mafię, a Czarnogóra to miejsce, gdzie mafia ma swój kraj”.
W rejon Jeziora Szkoderskiego wróciliśmy w lipcu 2008 roku. Poza Pszczółkiem, Urosem i mną był Jacek Olinkiewicz „Lama”, Kasia i Pola. Byliśmy przygotowani do eksploracji wywierzysk w dnie jeziora niedostępnych z brzegu – mieliśmy 2 składane kajaki i echosondę rybacką. Przez tydzień pływaliśmy po odnogach jeziora i mniejszym jez. Malo Blato, w miejsca wskazane mniej więcej przez miejscowych, gdzie na wiosnę – czas roztopów – na wodzie robi się „grib”, czyli woda pod dużym ciśnieniem wypływa z dna jeziora. Tam są wywierzyska, a więc i podwodne jaskinie. Echosondą umieszczoną na jednym kajaku lokalizowaliśmy dokładnie najgłębsze miejsce leja. Drugim kajakiem płynęli nurkowie ze sprzętem, którzy po zlokalizowaniu wywierzyska dobijali do przybrzeżnych skał, zakładali sprzęt i nurkowali w najgłębsze miejsce.
Jezioro Szkoderskie ma średnią głębokość 5m i woda jest mało przejrzysta, natomiast w tych „okach” bywało nawet ponad 30m głębokości. Niektóre z nich były nieczynne – woda była równie nieprzejrzysta jak w całym jeziorze oraz zalegała w nich gruba warstwa mułu. Inne natomiast pracowały i po przebiciu się przez nieprzejrzysty kożuch ciepłej wody wpadało się do błękitnej, krystalicznej i niezwykle zimnej wody wywierzyskowej. Oczom nurka ukazywał się zwykle lej o różnej w różnych miejscach średnicy, w dnie którego była większa lub mniejsza dziura, z której pod ciśnieniem wypływała woda. Na stokach leja często widywaliśmy sieci rybackie, pułapki na ryby i inne artefakty. Zdarzało się nawet kilka razy znaleźć granat lub domowej roboty ładunek wybuchowy, który nie odpalił, gdyż jest to najczęstsza metoda połowu w tamtym rejonie, a ryby w lejach występują w dużej ilości.
Zbadaliśmy kilkadziesiąt takich miejsc, ale otwory były w nich zbyt małe, by tam wpłynąć lub woda wypływała z licznych szczelin i z pomiędzy kamieni. Nurkowaliśmy także w olbrzymim Radusu, ale woda tam była mało przejrzysta i stojąca, także rozpoznaliśmy tylko jedną ścianę. Uros zszedł do 76m i nie zaczął wchodzić pod strop, ściana dopiero lekko się zaginała. To musi być potężne wywierzysko!
Pojechaliśmy do rozpoznanej zimą Pokrijevnicy. Mieszkańcy bojąc się o wodę nie pozwolili nurkować w jedynej w okolicy studni. Przekonała ich dopiero nasza propozycja, że wyciągniemy ze studni wszystkie śmieci. Studnia to było 25m zjazdu do lustra wody i 3m wody. Szczelina rozwijała się w obie strony mając w sumie kilkanaście metrów długości, ale kończyła się małymi zamulonymi szczelinami, gdzie nie sposób było wpłynąć. Przez kilka godzin wyciągałem z dna studni stare, pourywane wiadra domowej roboty i podawałem je do góry. Ponoć kilka z nich mieszkańcy rozpoznali jako zrobione przez swych przodków.
Na koniec pojechaliśmy do Karuca. Tu znaleźliśmy 2 obiecujące jaskinie wywierzyskowe. Większą Volacką Jamę eksplorował Pszczółek i Uros dochodząc do 48m głębokości przy ponad 200m długości, ja zająłem się mniejszą Baleskovicą, gdzie głębokość nie przekraczała 7m, odkryłem ok. 50m korytarza. Porządnie się tam zaklinowałem, w tym samym momencie automat zaczął przymarzać i nie mogłem go wymienić, ale to już na inną opowieść. Woda w obydwu miała temperaturę 11°C, widoczność sięgała 20m.
Do Karuca wróciliśmy w 2011 roku wraz z Urosem i trzema moimi uczniami – absolwentami Warsztatów, które prowadziłem: Basią Wroną, Jackiem Strejczykiem i Irkiem Baziukiewiczem. Zajęliśmy się dalszą eksploracją owych dwóch jaskiń odkrywając w Volackiej Jamie ciąg idący w drugą stronę. Uros osiągnął w nim 71m głębokości przy ponad 100m długości. W Baleskovicy wiosenny silny wypływ wody zmienił układ korytarza i nie było już restrykcji, gdzie się kiedyś zaklinowałem. Odkryliśmy kolejne 30-40m tej jaskini i znaleźliśmy obiecującą kontynuację. Nie udało się jednak do tej pory tam wrócić, by kontynuować rozpoczęte działania. Powodem jest zmieniające się prawo, powstawanie i rozwiązywanie urzędów odpowiedzialnych ze wydawanie tych pozwoleń, także czekamy na ustabilizowanie się sytuacji.
Ciekawostką w Czarnogórze jest podejście do broni, która znajduje się praktycznie w każdym domu i jest okazywana gościowi jako wyraz zaufania do niego. Nie ma problemu, by po prostu otworzyć okno i strzelić, podziurawione są także wszystkie znaki poza głównymi drogami. Choć być może od czasu mojej ostatniej tam wizyty coś się zmieniło?
Dominik Graczyk „Honzo”
SPELEOnurkowanie, Honzo Dive
Autor jest instruktorem M2 KDP-CMAS i pasjonatem nurkowania w jaskiniach oraz eksploracji nowych zalanych jaskiń. Prowadzi kursy PJ-1 KDP-CMAS oraz Warsztaty SPELEOnurkowania, gdzie uczy technik nurkowania pod stropem od podstaw, zarówno w systemie partnerskim jak i francuskim. Organizuje także wyprawy nurkowe do mniej popularnych rejonów jaskiniowych.