Po kilku latach przerwy, na największych targach sportów wodnych Wiatr i Woda, powróciło „Miasteczko Nurkowe”, czyli sekcja targów przeznaczona dla wystawców z branży nurkowej. Zapowiedzi były szumne, promocja i oczekiwania odwiedzających spore a efekt? No właśnie, nie dało oprzeć wrażeniu, że większość odwiedzających spodziewała się chyba czegoś innego.
Do Warszawy dotarliśmy już z samego rana i po wstępnym ogarnięciu miejsc zakwaterowania i śniadaniu ruszyliśmy do miejsca, w którym odbywały się targi. Sekcję najliczniejszą, czyli jachtowo-żeglarską ciężko mi oceniać. Nie jest to branża, o której mógłbym powiedzieć zbyt wiele, dlatego ograniczę się tylko do kilku ogólników.
Miło było przejść się alejkami, wokół których upchano łodzie, jachty i motorówki, które śmiało można określić mianem „obiektu pożądania”. W końcu na kim nie robi wrażenia piękna smukła sylwetka, opływowa linia i nowoczesny design połączone w całość? Na mnie robi i mimo że mieszkając na Mazurach, wiele z zaprezentowanych jednostek widuję na co dzień, to przyjemnie było przyjrzeć im się z bliska w nieco innej odsłonie.
Po przejściu do namiotu ze stoiskami nurkowymi, można było doznać lekkiego szoku. Spora przestrzeń, niewiele stoisk, scena i basen przygotowany na testy sprzętu (z zimną i mętną wodą, co na pewno dla niektórych stanowiło kiepską zachętę). Kilka znajomych twarzy, kilka twarzy dawno niewidzianych, trochę ludzi, których dopiero mieliśmy okazję poznać i w zasadzie to wszystko.
Organizatorzy chcieliby, aby targi Wiatr i Woda stały się „małym Bootem”, czyli skromniejszą wersją największych targów marynistyczno-nurkowych, odbywających się co roku w styczniu, w niemieckim Dusseldorfie. Niestety po tym co zaserwowano nam w miniony weekend, nie mogliśmy się oprzeć wrażeniu, że przed osobami odpowiedzialnymi za „Miasteczko Nurkowe” bardzo daleka droga, aby zbliżyć się do swoich zapowiedzi.
[smart-photo thumb_width=”175″ thumb_height=”100″ zoom_size=”fill”]
[/smart-photo]
Gdybym miał okazję jeszcze raz podjąć decyzję o przyjeździe na Targi Wiatr i Woda 2015, to… mimo wszystko przyjechałbym. Powodów jest kilka. Była to moja pierwsza wizyta na tej imprezie, ludzie spotkani na targach, a także materiały, jakie udało nam się zarejestrować np. wywiady z Wojtkiem Filipem, Krzyśkiem Wnorowskim i Michałem Kosutem (plus jeszcze kilka, ale to niespodzianka).
Wszystko to nie sprawiło, że Targi Wiatr i Woda 2015 stały się w moich oczach spektakularnym sukcesem, ale na pewno w/w elementy spowodowały, że nie czułem po wszystkim rozczarowania (w przeciwieństwie do wielu osób, które dają temu wyraz na forach/fb/etc), a bardziej niedosyt.
Impreza w tym miejscu i z tymi możliwościami jakimi dysponuje organizator, ma na pewno olbrzymi potencjał. Liczę, że w najbliższych latach osoby odpowiedzialne za przygotowanie „Miasteczka Nurkowego” udowodnią nam, że nie tylko medialno-promocyjny.
W internecie nie brakuje opinii bardzo dobitnie podkreślających wrażenia odwiedzających, po tym jak ich oczekiwania rozjechały się z rzeczywistością, w momencie kiedy wkroczyli na teren targów. Nie hejtowałbym jednak wszystkiego jak leci, mimo że wiele osób czuło spore rozczarowanie i dawało temu wyraz w prywatnych rozmowach m.in. przy naszym stoisku.
Nie od razu zbudowano Rzym i nikt nie stworzył rewelacyjnej imprezy nurkowej w ciągu 1 roku, nie mówiąc już, że „Miasteczko Nurkowe” przygotowywane było znacznie krócej. Organizatorzy rzucili się na głęboką wodę i mimo najlepszych chęci, polegli na paru polach. Największym błędem, na który skarżyło się najwięcej osób, był rozdźwięk między zapowiedziami i bardzo mocną promocją targów w internecie, a tym co czekało na zwiedzających.
Dla osób odpowiedzialnych za „Miasteczko Nurkowe” jest to na pewno olbrzymi materiał do analizy i ponieważ jestem pewny, że za rok doczekamy się kolejnej odsłony, to z wieszaniem psów i odsądzaniem organizatorów od czci i wiary, wstrzymałbym się na 12 miesięcy.