Na początku października wspólnie z kolegami z innych mediów zajmujących się nurkowaniem i sportami wodnymi, mieliśmy okazje udać się do Francji, do pięknie usytuowanej miejscowości Hendayeaby, aby odwiedzić siedzibę marki Tribord. W trakcie pobytu mieliśmy okazje zapoznać się z nowościami jakie francuski producent przyszykował na zbliżający się sezon, a które już od niedawna są dostępne na naszym rynku.
Wszystko zaczęło się od nawiązania kontaktu przez Sebastiana Szcześniaka z Decathlonu. To właśnie w tej sieci prowadzona jest sprzedaż m.in. produktów Triborda. W trakcie rozmowy Sebastian poinformował o poważnym kroku jaki wykonała marka, wchodząc na rynek produktów nurkowych z nowymi i zdecydowanie bardziej zaawansowanymi produktami, takimi jak skafander półsuchy, jacket czy automat.
Ponieważ dla całej firmy było to olbrzymie wydarzenie, do siedziby Triborda w Hendaye postanowiono zaprosić dziennikarzy z całej Europy (w tym 4-osobowa i najliczniejsza grupa z Polski – Blue Life, Free Frog Tv, przedstawiciel Decathlon Polska oraz my – D24), by w trakcie kilkudniowego pobytu nad Atlantykiem, na własnej skórze mogli zapoznać się ze wszystkimi detalami dotyczącymi wprowadzanego sprzętu.
Z Warszawy wylecieliśmy wczesnym rankiem do Paryża, gdzie przesiedliśmy się w kolejny samolot do znanego nadmorskiego kurortu Biarritz. Tutaj czekał już na nas samochód, który dostarczył nas do hotelu w Hendaye. Mimo długiej i męczącej podróży (w drodze byliśmy ok. 12h), starczyło nam jeszcze energii, by udać się na spacer nad ocean podczas którego dzieliliśmy się pierwszymi wrażeniami przy szklaneczce rumu.
Następnego dnia po szybkim śniadaniu spotkaliśmy się pod hotelem z przedstawicielami Triborda i dziennikarzami z innych krajów. Byli tu reprezentanci m.in. Hiszpanii, Francji, Niemiec, Włoch, Belgii nawet Turcji! Słowem wszystkich tych krajów, w których Decathlon i Tribord mają mocną pozycje i notują stale rosnącą sprzedaż. Po zapoznaniu się ze wszystkimi ruszyliśmy na krótki spacer do położonej w pobliżu siedziby Triborda.
Z zewnątrz budynek nie zrobił na nas szczególnego wrażenia, jednak w myśl powiedzenia by nie oceniać książki po okładce, to co najlepsze czekało na nas w środku. Na wstępie otrzymaliśmy zestawy słuchawkowe i zapoznaliśmy się z naszą tłumaczką – Teresą. Wszystkie prezentacje były bowiem prowadzone po francusku i tłumaczone symultanicznie na wiele języków. Trzeba przyznać, że profesjonalizm osób organizujących nasz przyjazd robił od samego początku duże wrażenie.
Pierwszym punktem programu było oczywiście zwiedzanie całego kompleksu, gdzie sprzęt opatrzony logo Tribord, powstaje od pomysłu do finalnego produktu, jaki trafia na sklepowe półki. Olbrzymia przestrzeń z wyeksponowanym pełnym przekrojem tego, co trafia do sprzedaży. Wszystkie modele, kolory i wersje nie pozwalały w pierwszej chwili skupić się na konkretach, potrzeba było kilku chwil, żeby ogarnąć ogrom sprzętu do każdego jednego sportu wodnego, jaki jesteście sobie w stanie wyobrazić
To jednak nie gotowe produkty, które możemy zobaczyć również w sklepach Decathlonu w całej Europie zrobiły na nas największe wrażenie. Najciekawsze jak zwykle kryło się za kulisami. Pracownie projektantów z przepięknym widokiem na port i położone po drugiej stronie malownicze hiszpańskie wybrzeże, wywoływały ukłucia zazdrości w każdym, kto do oceanu zza firmowego biurka ma dalej niż kilkadziesiąt metrów. W takich warunkach na pewno nie brakuje inspiracji do kreowania kolejnych modeli i pracy nad nowymi produktami
W kolejnych pomieszczeniach mogliśmy obserwować jak poszczególne przedmioty nabierają rzeczywistych kształtów oraz zamienić słowo z osobami, które na co dzień zajmują się ich tworzeniem.
Wielkie wrażenie zrobiła na wszystkich historia powstania futurystycznie wyglądającej maski do snoorkelingu – Easybreath. Jak się okazuje od wykonania pierwszych ruchów do wprowadzenia jej do sprzedaży minęło… 10 lat!!! Wszystko z uwagi na filozofię, towarzyszącą każdemu powstającemu produktowi. W skrócie: musi być funkcjonalny, dobry jakościowo a także mieścić się w określonym pułapie cenowym. To było niesamowite uczucie zobaczyć efekt pracy 10 lat, kilka prototypów, a także usłyszeć pełną historię sprzętu, którego popularność zaskoczyła wszystkich.
Kiedy skończyliśmy już zwiedzać budynek, Stefano – nasz opiekun, zapoznał nas z planem dnia. Długiego dnia. Bardzo długiego i intensywnego dnia. Niech za podsumowanie wystarczy to że do hotelu, który opuściliśmy po śniadaniu, wróciliśmy dopiero po północy!
Pierwsza prezentacja dotyczyła nowego ustnika, który powstawał po wielu badaniach i analizach zupełnie od zera. Przeprowadzono nas przez wszystkie etapy jego tworzenia i muszę powiedzieć, że nie widziałem głębszego sensu w angażowaniu takich środków w element, który dostępny jest na rynku w tylu wariantach i rozmiarach.
Mój błąd. Jak się okazało jeszcze tego samego dnia, ustnik Triborda to prawdziwe cudeńko. Na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się niczym, ale kiedy po 20 min nurkowania zdałem sobie sprawę, że mam w ogóle automat w ustach, wiedziałem, że to będzie mój nowy ustnik, którego już na nic nie zamienię. Przyznam szczerze, że w porównaniu każdy jeden ustnik, z jakim nurkowałem do tej pory wypada bladziutko. Więcej, każdy jeden wypada jak aparat służący do korekcji zgryzu, a nie komfortowe zwieńczenie automatu, które ma zapewnić bezproblemowy i wygodny dopływ gazu.
Podsumowując sobie cały wyjazd, to właśnie ten drobny element uznałem za największy hit i polecam go każdemu, kto odczuwa chociażby najmniejszy dyskomfort w tej kwestii.
Kolejnymi elementami, które zostały nam zaprezentowane były automaty z linii SUBEA 500. Na wstępie zaznaczę, że egzemplarze wypuszczone na rynek w tej chwili dostępne są tylko w wersji INT i nie będą w najbliższej przyszłości produkowane w wersji DIN, stanowiącej w naszym kraju standard.
Same automaty są bardzo proste w swojej konstrukcji i jak zapewniali ich twórcy, są to pierwsze i najbardziej podstawowe wersje, które mają uchylić przed Tribordem drzwi do półek z nieco bardziej rozbudowanymi i droższymi modelami. W trakcie nurkowania spisywały się poprawnie, chociaż w pierwszej chwili opory oddechowe wydawały się być nieco zbyt duże. Może wynikać to jednak z przyzwyczajenia do sprzętu wyższej klasy i nie ma sensu robić porównań.
Z ceną 599,99 PLN (1° i 2°) SUBEA 500 to najtańszy automat dostępny na rynku i każdy nurek rekreacyjny na pewno będzie z niego zadowolony.
Co do Jacketu to jako zadeklarowany zwolennik i użytkownik skrzydła, muszę powiedzieć, że jest to jeden z najbardziej komfortowych modeli w jakich zdarzyło mi się nurkować. Znowu zaskoczenie, bo zawsze jeżeli od frontu miałem coś więcej niż taśmę uprzęży, to był to przeważnie mój pierwszy i ostatni nurek w takim BCD (a w tym zrobiłem dwa! i chętnie bym zrobił trzeci, ale pogoda nie pozwoliła).
Jackety z linii SUBEA 500 są oszczędne w detal, skromne, ale solidne i wygodne. Wystarczy zwrócić uwagę na wyprofilowanie szelek. Niewielki detal, a w kwestii komfortu pod wodą zmienia naprawdę sporo. Użyte materiały już na pierwszy rzut oka wyglądają solidnie. Na plus zapisać trzeba też metalowe d-ringi. Wszystko jest ładnie wykończone, przemyślane i sprawia dobre wrażenie. Zwłaszcza, jeżeli zestawimy to z ceną 649,99!
Przed kolejnymi prezentacjami przyszła pora na obiad. Stołówka (pracownicza) znajdowała się nad salą w której zapoznawaliśmy się ze sprzętem i działaniami marki Tribord, a za najlepszy opis i komentarz niech wystarczy zdjęcie…
C.D.N.