Na stronie domowej Ulster University pojawił się ciekawy wpis dotyczący poszukiwania wraków. Okazuje się, że już niebawem możemy być świadkami zmiany reguł gry i wykorzystywanej technologii. Nie od dziś wiadomo, że przeczesywanie sonarem kolejnych mil mórz i oceanów w poszukiwaniu zatopionych jednostek, to żmudna, czasochłonna i bardzo droga sprawa. Jak się okazuje z t pomocą może przyjść wykorzystanie satelitów krążących wokół Ziemi i fotografujących jej powierzchnię.
Właśnie o tym traktuje praca opublikowana na łamach Journal of Archaeological Science, której autorem jest dr Rory Quinn oraz jego współpracownicy z Royal Belgian Institute of Natural Sciences and the Flemish Hydrographic Service. Opisują oni nową technikę poszukiwania zatopionych wraków, wykorzystującą metodę teledetekcji poprzez satelity krążące po ziemskiej orbicie.
Dr Rory Quinn w swojej pracy tłumaczy, że w wielu wypadkach tradycyjne metody poszukiwawcze nie zdają egzaminu. Dzieje się tak z uwagi na niewielkie głębokości np. w przypadku wód przybrzeżnych, czy małą przejrzystość wody, która jest przeszkodą w stosowaniu fotometrycznej metody LiDAR (Light Detection and Ranging). Nowa metoda opisywana przez jego zespół opiera się na danych pozyskiwanych przez np. satelitę Landsat-8. Jak prognozuje sam dr Quinn wyniki ich badań powinny w krótkim czasie znaleźć zastosowanie w pracach agencji rządowych, oceanografów, archeologów czy biologów.
Poszukiwanie i monitorowanie wraków zatopionych na całym świecie jest istotne z wielu powodów. Jeżeli mówimy o wrakach sprzed wielu wieków, to chodzi nam oczywiście o wiedzę historyczną. Tego typu znaleziska stanowią swoiste kapsuły czasu, niosące często informacje i odpowiedzi, które zaginęły przez stulecia i dziś, dzięki eksploracji i dokumentacji wraków, możemy poznać je na nowo.
Innym, ale niezwykle ważnym powodem, dla którego wraków należy poszukiwać jest impakt, jaki mogą wywierać na środowisko naturalne i nasze życie. Wiele z nich zatopionych w trakcie działań wojennych czy też podczas sztormów, zawiera olbrzymie ilości substancji, które w przypadku uwolnienia do wody (np. w wyniku korozji) mogą doprowadzić potężnych katastrof ekologicznych i totalnej degradacji lokalnej fauny i flory.
Wraki, zakwaszanie oceanów i zatapianie odpadów to trzy główne źródła zanieczyszczeń morskiego środowiska. Ponad 70% wraków z czasów I i II Wojny Światowej zatopionych w europejskich wodach, znajduje się w stanie, który można uznać za alarmujący. Materiały składające się na konstrukcję wraków z każdym rokiem znajdują się w coraz gorszym stanie. Korodując w kontakcie ze słoną morską wodą, w pewnym momencie przestaną być barierą pomiędzy niebezpiecznym ładunkiem a środowiskiem naturalnym.
Dla badaczy skupionych na tym ostatnim aspekcie tj. rozwoju fauny i flory, wraki są swego rodzaju ośrodkami życia. Czy mówimy o wraku, który zatonął w jeden z… nazwijmy to w „klasycznych” sposobów, czy też o specjalnie zatopionej jednostce zamienionej w sztuczną rafę, możemy być pewni jednego – w bardzo krótkim czasie nowe obiekty zostaną opanowane przez podwodnych mieszkańców. Ich powłokę zaczną porastać koralowce, omułki i wszystko co tylko możemy sobie wyobrazić, natomiast ciemne zakamarki staną się schronieniem dla wielu gatunków ryb i innych stworzeń.
W Oceanie Północnoatlantyckim znajduje się ok. 25% wszystkich wraków na świecie, potencjalnie zagrażających środowisku. Szacuje się, że w ich ładowniach znajduje się ok. 38% całkowitej ilości paliw, przewożonych przez zatopione jednostki. Oddzielnym problemem są również te okręty i statki, które w czasie działań wojennych zostały zatopione z dużymi ładunkami amunicji, również podlegającej korozji i uwalniającej do środowiska niebezpieczne zanieczyszczenia. Np. w przypadku rtęci sprawa jest o tyle poważna, że jest to substancja, która nie podlega biodegradacji i może wywołać skażenie całego łańcucha pokarmowego.
Źródło: ulster.ac.uk