Miały być niespodzianki? Obiecywaliśmy? I są!!! Robert i Marcin doczyścili dwa dni temu jedną z armat i okazało się, że na jej początku – czyli z tej strony, gdzie odpalało się lont, są jakieś znaki. Dokładniejsze czyszczenie pędzelkiem i drobiazgowa inspekcja pozwoliły… odczytać datę! 1762! Czyli działo ma 250 lat! Ile lat ma sam okręt, nie wiadomo – mogły trafić na niego stare działa, z innej jednostki – wtedy jest młodszy niż 250 lat, ale równie dobrze mogł stary okręt przejść renowacje i dostać nowe działa – wtedy zbudowany byłby przed tym 1762.
Na razie ani na tym żeliwnym dziale, ani na kilku innych, które zaczęliśmy doczyszczać nie ma żadnych więcej znaków – ani herbów, ani podpisu fundatora, ani numeru partii, którą często wpisywał ludwisarz. Mamy jednak nadzieje, że z czasem uda się jeszcze wiecej takich podpowiedzi odnaleźć. To, co może nam bardzo pomóc w identyfikacji tego wraku, choć to raczej zabawa na długie zimowe wieczory, niż tropikalne noce na Banana Island, to porównanie dokładnych wymiarów działa (ma 260 cm) i rysunku „żeberek”, wzmocnień, które znajdują się na lufie – z zapisami z europejskich archiwów. Te wszystkie elementy są bowiem na tyle charakterystyczne, że jest spora szansa, iż dojdziemy do tego, kto był producentem działa. Mając zaś jego nazwisko i datę, może uda się przeszukać spis jego klientów i ustalić komu sprzedał partię odlaną w 1762 r. Królowi? Handlarzowi niewolników? A może piratom?
Wczoraj po uruchomieniu sprężarki z nowym, spalinowym, silnikiem nabiliśmy butle i popłynęliśmy szukać dodatkowych informacji o pochodzeniu wraku. Niestety pogoda odwróciła się do nas – mówiąc najbardzie dyplomatycznie – plecami! Widoczność w wodzie z 5-10 metrów spadła do dwóch! Byliśmy jak w rozwodnionym mleku. Paskudne warunki do fotografii. A w dodatku z uwagi na zmianę pływów, prąd był taki, że co chwila w przyboju robiliśmy skoki – dwa metry w przód i jeden w tył. I znowu w przód… i gdzie mój partner? Utrzymanie się w jednym miejscu kosztowało bardzo dużo wysiłku. I pomysłowości Piotrek obejmował nogami działo, Marcin wklinował nogę pod kotwicę, Robert schował się przed „wiatrem” między inną kotwicą i kolejnym działem, a Romek dociążał się, co chwila do swojego jacketu dorzucając podniesiony z dna kamień.
Źródło: Organizator