Był lipiec 1945 roku. Niby skończyła się II Wojna Światowa, jednak Naród Polski, a przynajmniej świadoma jego część, nie pogodziła się z zawłaszczeniem naszej ojczyzny przez Sowietów. W tym czasie w wielu miejscach Polski, szczególnie w obrębie lasów, działali żołnierze oddziałów AK. Nieźle pokazuje ten czas film „Czas Honoru” w TVP 2. Wreszcie głośniej zrobiło się o Żołnierzach Wyklętych, o Polakach, którzy nie poddali się propagandzie NKWD, którzy autentycznie traktowali słowa „Bóg, Honor, Ojczyzna”.
Mało jest publikacji na ten temat. Wiemy jednak, że podczas obławy augustowskiej, w okolicy Jeziora Brożane, doszło do największej bitwy pomiędzy oddziałami AK, a dziesięciokrotnie silniejszymi oddziałami czerwonoarmistów i NKWD.
Tak się złożyło, że obławę i wspomnianą bitwę przeżyło kilka osób. Długo bali się o niej mówić, bo wiadomo co im za to groziło. Minęło wiele lat, a w szkołach nauczyciele historii i języka polskiego przemilczali temat walk zbrojnych po zakończeniu wojny. Być może sami nie mieli o nich pojęcia.
W 2012 roku białostocki oddział IPN został poinformowany o sprawie. Pan Marian Tananis, żołnierz oddziału AK „Groma” (Władysława Stefanowskiego), zdziesiątkowanego w lipcu 1945 roku nad Jeziorem Brożane, opowiedział o tej historii. Świadków jest więcej. Rybacy, którzy łowili ryby na jeziorze opowiadali o ludzkich szczątkach i karabinach wyłowionych sieciami. Świadkowie bitwy mówią, że w „pierwszym dniu ogień był tak silny, że ani na chwilę nie można było podnieść głowy znad ziemi”
„Koordynowali ją (Obławę Augustowską – przypis autora) tzw. doradcy sowieccy przy powiatowych Urzędach Bezpieczeństwa Publicznego (w Suwałkach – mjr Wasilenko, w Augustowie – kpt. Wołoszenko i kpt. Wiekszyna), a w charakterze przewodników, tłumaczy i osób pomagających w identyfikacji zatrzymanych uczestniczyli funkcjonariusze powiatowych Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego, milicjanci oraz aktywiści partyjni. Na czas przeprowadzanej akcji, na terenie powiatu augustowskiego zarządzony został stan wyjątkowy.”
Był koniec sierpnia 2013 roku. Właśnie tu, nad Jezioro Brożane, również, albo przede wszystkim, dzięki staraniom Stowarzyszenia Leśni przybyli archeolodzy z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego. Dzięki uprzejmości Magdy Nowakowskiej wraz z ekipą Free Frog TV dołączyliśmy do nich po kilku dniach, by nakręcić ciekawy materiał filmowy.
.
.
Po kilku godzinach jazdy i zagłębieniu się w wąskie drogi Puszczy Augustowskiej docieramy do miejsca, z którego dzwonimy po archeologów. Podjeżdżają po chwili i jak na przewodników przystało doprowadzają nas do samego jeziora. Znajduje się tu bardzo zadbane pole namiotowe z pięknymi, drewnianymi latrynami. Jak na warunki skautingowskie przystało nie ma prądu i bieżącej wody. Żywimy nadzieję, że nie zjedzą nas niedźwiedzie 😉 Do granicy białoruskiej jest tylko kilka kilometrów i co jakiś czas telefony komórkowe łapią białoruską, dużo droższą, sieć. Warto przejść tu na tryb ręczny i nie mieć później kłopotów z opłaceniem rachunków.
Rozbijamy namioty i przy przygotowanym przez Artura Brzóskę ognisku integrujemy się rozmawiając nie tylko o archeologii. Następnego dnia rano, wzmocnieni śniadaniem na łonie natury, przeprowadzamy pierwsze wywiady. Ustalamy również gdzie będziemy nurkować i dzielimy się na 3 ekipy. Jezioro Brożane nie jest zbyt duże, a ze wszystkich stron otaczają je lasy. Sitowie pełne jest dzikiego ptactwa, szczególnie kaczek. Często zdążają się również pokaźne szerszenie. Maksymalna głębokość wynosi około 24 m.
Wraz z Adamem Wasiakiem wchodzimy do jeziora od południowo-zachodniej strony. Mamy kamerę i wykrywacz metalu. Przepływamy wpław po ukosie i zanurzamy się. Wrażenia nieciekawe, bo 3 metry pod taflą wody znajduje się dość gęsty muł. Robimy stójkę i nie wyczuwamy dna. Widoczność w poziomie wynosi 3 metry. Temperatura oscyluje pomiędzy 16 st. C a 20 st. C przy powierzchni.
Płyniemy na granicy z mułem, po łuku, zgodnie ze wskazówkami zegarka. Po jakimś czasie muł gęstnieje i po wejściu w niego po kolana trudno jest się wygrzebać. Dalej docieramy do wapienno-kredowego dna. Wkładając dłoń po jej wyciągnięciu powstają obłoki białego „dymu”. Co jakiś czas dzięki wykrywaczowi metalu znajdujemy drobne fragmenty czegoś czarnego. Skrzętnie wszystko odkładamy, by przekazać archeologom. Dno przechodzi w piaszczyste. Pojawiają się skąpe rośliny oraz raki. Po dobrych dwóch godzinach spędzonych pod wodą wypływamy na powierzchnię i rozglądamy się po jeziorze. Wszyscy pracują. Nasza kamera, tym razem w rękach Arka Stegenki, pilnie śledzi wszystko, co może znaleźć się w kadrze i uatrakcyjnić naszą filmową relację.
Wieczorem przeprowadzamy kolejne wywiady. Dojeżdżają przedstawiciele Stowarzyszenia Leśni, żywo zainteresowani rekonesansem archeologicznym. Dwa dni wcześniej przyjechał nawet schorowany Marian Tananis.
Badania wstępne trwały przez cały tydzień. Jezioro jest trudnym i niebezpiecznym akwenem. Wiadomo już, że skaner i wykrywacz metalu przy warstwie flotującego mułu sobie nie radzą. Wiadomo też, że jezioro może kryć tajemnice Żołnierzy Wyklętych. Prócz relacji świadków, na potwierdzenie znajdujemy w wodzie najprawdopodobniej fragmenty odłamków.
Archeolodzy mówią, że tu wrócą. Mam nadzieję, że na ich badania znajdą się pieniądze i dzięki płetwonurkom będzie można uchylić rąbka tajemnicy. Należy się to poległym i ich rodzinom, należy się to prawdziwej historii Polski.
Źródło: www.dive-adventure.eu, hr.icio/CC2.0/Flickr/Nasz%20Dziennik, niepoprawni.pl
Foto: Wojciech Zgoła