W minioną sobotę, 11 lutego, w salach Uniwersytetu Warszawskiego, odbył się VII Międzynarodowy Festiwal Nurkowania Wrakowego. Po raz pierwszy od początku swego istnienia, impreza odbyła się poza Łodzią. Wszystko za sprawą rosnącej popularności i rozwoju towarzyszącego kolejnym edycjom.
Przeprowadzka z Łodzi do Warszawy, miała pozwolić na rozwinięcie skrzydeł i podniesienie rangi imprezy. Powiew świeżości dało się wyczuć już od progu. Świetna organizacja i poczynione przygotowania, pozwoliły na sprawną rejestrację uczestników.
Pogodny dzień, jak na tę porę roku i jeszcze bardziej pogodne twarze organizatorów i znajomych, którzy zjechali do stolic z różnych stron kraju, by wziąć udział w rewelacyjnie zapowiadającym się wydarzeniu.
Lista prelegentów i tematy jakie mieli do zaprezentowania robiła mocne wrażenie, nic więc dziwnego, że zarówno ja, jak i podpytywani przeze mnie uczestnicy, sporo sobie obiecywaliśmy po kolejnych wykładach.
Stara prawda mówi, że nie można mieć wszystkiego i niestety tak było również podczas VII Międzynarodowego Festiwalu Nurkowania Wrakowego. Ilość zaproszonych gości oraz opracowanych tematów, zmusiła do prowadzenia prezentacji równolegle w 3 a czasami nawet 4 salach! A jak tu jeszcze znaleźć chwilę na rozmowy ze znajomymi?! Naprawdę trzeba było się postarać, by stracić jak najmniej z tej wrakowej uczty.
Gdybym powiedział, że ciężko było wyróżnić któryś moment, musiałbym trochę skłamać. O ile poziom wszystkich prelekcji trzymał równie wysoki poziom, to na mnie i moich kompanach, największe wrażenie zrobił dr Brendan Foley, który zaprezentował najnowsze odkrycia z legendarnego wraku z Antykithiry.
Wspaniałe zdjęcia i relacja zapierająca dech w piersi – tak można w skrócie opisać to, co czekało na uczestników tego wykładu. Kto przybył, wybrał mądrze, kto postawił na prezentacje odbywające się równocześnie, w mojej ocenie popełnił największy błąd tej soboty. Choć może to tylko kwestia gustu.
Imprezę tradycyjnie zakończyła licytacja wspaniałych przedmiotów, z której dochód jak zwykle przekazany miał zostać na szczytny cel i wsparcie Łódzkiego Hospicjum dla Dzieci. Przedniej zabawy nie brakowało, prowadzący – Marcin Jamkowski, jak zwykle spisał się wspaniale, a i uczestnicy pokazali, że mają gest.
Po zamknięciu oficjalnej części, przyszła pora na świętowanie i bankiet w Pałacu Tyszkiewiczów-Potockich, ale to już nie wymaga naszej relacji…
Słowem podsumowania trzeba podkreślić, że przenosiny do stolicy posłużyły festiwalowi. Czuć było świeżość, nową energię i chęci, by wciągnąć imprezę na kolejny, wyższy poziom. Miejmy nadzieję, że taką tendencję uda się utrzymać i na kolejnym festiwalu wszystkie słowa uznania i komplementy, znajdą swoje potwierdzenie. O tym przekonamy się jednak dopiero w 2019 roku.
Foto: Organizator