O czym mówimy? O maleńkich cząstkach tworzyw sztucznych o średnicy mniejszej niż pięć milimetrów. Występują w wielu kształtach i kolorach, a ucieleśnieniem ich definicji są brokaty oraz plastikowe konfetti.
Analizując skład produktu z radością kupowanego przez nas na specjalne okazje, takie jak karnawałowy bal, spotkamy tworzywa sztuczne – między innymi polietylen, polipropylen, PVC i wiele innych. Gdzie lądują po tym, jak już odegrają swoją rolę na imprezie? Oczywiście w naszym oceanie.
Badacze z nowozelandzkiego Massey University twierdzą, że zakaz produkcji wyrobów dekoracyjnych zwanych popularnie po angielsku “glitter”, mógłby znacząco wspomóc walkę z zanieczyszczeniem wód mikroplastikami. Dlaczego właściwie nie lubimy mikroplastików? Pomijając sam fakt, że jest to materiał, który na degradację potrzebuje dłuższej chwili mierzonej w nawet setkach lat, tak maleńkie cząstki mogą także zostać z łatwością połknięte przez morską faunę.
Cząstki mikroplastików mają ponadto właściwości akumulacyjne – gromadzą na swojej powierzchni metale ciężkie i inne toksyczne substancje rozpuszczalne w tłuszczach. Przypadkowo połknięty kawałeczek brokatu może akumulować się, wraz z towarzyszącymi mu toksynami, w tkance tłuszczowej zwierzęcia i przenosić między ogniwami łańcucha pokarmowego. Oprócz tego niektóre tworzywa, na przykład PET (główny surowiec, z którego tworzymy wyroby typu ‘glitter’), po strawieniu przez zwierzę wywiera negatywny wpływ na jego gospodarkę hormonalną.
Naukowcy są zgodni co do negatywnego wpływu mikroplastików na środowisko, pozostaje jeszcze stwierdzić, które dokładnie produkty mają być wycofane. Oprócz wspomnianego brokatu, problem stanowią także mikrogranulki zawarte w płynach do kąpieli i innych kosmetykach.
Jeśli chcemy, żeby ocean nabrał prawdziwego blasku, musimy wycofać to, co jest nam zbędne, a nie jest obojętne podwodnym ekosystemom.
Źródło: divephotoguide.com Foto: Wikimedia Commons
[pro_ad_display_adzone id=”25708″]
