Życiodajny tlen, którym oddychamy, wytwarzany jest nie tylko przez rośliny. Aż połowę dostarcza fitoplankton obecny w oceanach, czyli mikroskopijne organizmy roślinne (również glony) i sinice. Nazwa fitoplankton pochodzi od dwóch greckich słów: phyton – „roślina” oraz πλαγκτν – “dryfować”. Uczeni organizmy te badają przy pomocy mikroskopów oraz satelit. Okazuje się, że fitoplankton odpowiedzialny jest za kolory oceanów, które widać z kosmosu, a jego nadmiar powoduje zakwit wody, a ten bywa toksyczny.
Kolor czerwony mówi nam o wysokiej koncentracji, a niebieski o niskiej koncentracji fitoplanktonu. Widać to doskonale w załączonym filmie.
W obrębie Zatoki Meksykańskiej od kilkudziesięciu lat uczeni obserwują i badają obecną tam strefę śmierci (zdjęcie). Powstała i niestety powiększa się dzięki działalności rolniczej człowieka. Żeby fitoplankton mógł się rozwijać potrzebuje kilku czynników. Są to między innymi: dwutlenek węgla i światło oraz azot, fosfor i inne związki.
Stosowanie nawozów i związane z tym zanieczyszczenia spływają do rzek i jezior, a następnie przedostają się do mórz i oceanów. Maksyma „od przybytku głowa nie boli” nie znajduje tu potwierdzenia. Bo, pomimo, że fitoplankton jest pożywką dla zooplanktonu, a także pożywiają się nim niektóre ryby, mięczaki, czy np. walenie, to dzięki nadmiernej obecności pierwiastków azotu i fosforu dochodzi do jego gwałtownego wzrostu, co w efekcie powoduje zaburzenie równowagi łańcuchów pokarmowych w danym regionie ze skutkiem odwrotnym – spada ilość tlenu w oceanie i zwierzęta masowo wymierają.
Uczeni prognozują, że właśnie w Zatoce Meksykańskiej w 2017 roku strefa śmierci może powiększyć się nawet do rozmiaru wielkości Hawajów. Narodowa Administracja Oceanu i Atmosfery (NOAA) jest mniej sceptyczna i twierdzi, że choć sytuacja ulega stopniowemu pogorszeniu, to jednak na wspomnianym obszarze strefy, warunki ustabilizowały się.
Tylko z ujścia rzeki Mississippi, rejonu usianego wielkimi farmami, do Zatoki Meksykańskiej spływa 1,7 miliona ton „składników odżywczych” rocznie. W ten sposób powstaje strefa śmierci – strefa o bardzo niskiej zawartości tlenu, w której radzą sobie tylko nieliczne organizmy.
Jak to możliwe, skoro fitoplankton jest odpowiedzialny za obecność tlenu w atmosferze?
To, co wraz z rzekami dostaje się do morza jest pożerane przez wspomniane wyżej zwierzęta. Ich odchody opadają na dno, a tam bytuje bakteria odpowiedzialna za ich rozkład. Do tego procesu potrzebuje i zużywa tlen tworząc jednocześnie niedotlenienie. Różne gęstości wody słodkiej z Mississippi i słonej z Zatoki Meksykańskiej tworzą barierę utrudniającą mieszanie się wód powierzchniowych z głębinowymi. Wkrótce brakuje tlenu, by inne organizmy mogły żyć.
A jak kończy się film?
Jednak gdy przychodzi pora letnia wiatry pomagają wymieszać wodę, pozwalając w ten sposób mieszać się warstwom i uzupełnić tlen. Zatoka i jej populacja ryb wracają do normy … Do następnego roku…
Źródło: nature.org Foto: iflscience.com