Czas jesienny wiąże się zawsze ze znaczną poprawą przejrzystości naszych rodzimych wód w jeziorach. To samo dotyczy innych zbiorników, zlokalizowanych w innych krajach Europy, np. w Rumunii. Myśleliście kiedyś o takiej eskapadzie? Zebrać się w kilka osób dużym samochodem lub dwoma. Zapakować butle, sprężarkę i łódkę pontonową, i pojechać w nieznane? Właśnie do kraju znanego najbardziej chyba z Transylwanii i Drakuli? Może jest to ciekawy pomysł, sami oceńcie.
By Was zainspirować wybrałem się, jako człowiek D24 na południowy wschód od Polski. Znalazłem taniego przewoźnika i po 2 godzinach lotu znalazłem się w głównym mieście wspomnianej Transylwanii, mianowicie w Cluj Napoka (Kluż Napoka).
Liczące około 350 tysięcy mieszkańców miasto, stolica Siedmiogrodu, przeszło już w dużej mierze renowację. Starówka, fasady i ulice zaskakują czystością i świeżością. Parki gromadzą wielu Rumunów w przedziale wiekowym od osesków, po staruszków. Rozwijają hamaki pomiędzy drzewami, jeżdżą na rolkach, spacerują, grają i zajadają tutejsze smakołyki.
Prócz turystycznych atrakcji lądowych (jak np. trasa Transylwańska na wysokość ponad 2000 m n.p.m.), zaciekawiło mnie jedno z jezior zlokalizowanych kilkadziesiąt kilometrów od miasta. Powstało ono poprzez zalanie kilku osad w dolinie na początku lat ’70 ubiegłego wieku, za panowania Nicolae Ceausescu.
Belis Fantanele
Tak nazywa się jezioro. Znajduje się na zachodzie kraju, w północnej części Gór Apuseni i na wysokości 990 m n.p.m. Powstawało w latach 1970-1974. Mieszkańców Belis oraz okolicznych osad zmuszono do opuszczenia swoich domostw. Na rzece Somesul Cald wybudowano zaporę, która połączyła górzysty teren, zamykając w ten sposób sztuczny zbiornik i oddzielając go od rzeki. Nad samo jezioro trafić jest dość łatwo. Dystans od centrum miasta Cluj Napoka do tamy Fantanele wynosi 60 km. Trasa, którą pojedziemy nie jest autostradą, a po drodze można podziwiać wciąż jeszcze wioski, jakie u nas w Polsce były z 50 lat temu. Czas przejazdu to około 1,30 h.
Belis Fantanele jest położone bardzo ciekawie. Linia brzegowa jest urozmaicona, tworząca często mini zatoczki. W obrębie jeziora występują skały, a dojście do samej tafli stanowi w większości miejsc poważny problem, ze względu na strome brzegi, porośnięte lasami.
Nurkowanie
Chciałem zanurkować, bo po to tu przyjechałem. Przeszukałem internet, popytałem Rumunów i dowiedziałem się, że owszem, w jeziorze tym się nurkuje i że przyjeżdżają tu obcokrajowcy. Wokół jeziora nie znajduje się żadna baza nurkowa, a przynajmniej nie udało mi się takowej namierzyć. Jedyne, co mogłem zrobić, to założyć maskę i popływać. Nie mniej okazuje się, że jezioro ma 40 m głębokości, widoczność niezłą (jak na słodkowodne zbiorniki), podobną do naszej w najlepszych jeziorach i słaby prąd. Rozmawiając ze starszymi ludźmi, którzy są mili i starają się nadrabiać brakiem znajomości języków obcych, dowiedziałem się, że czasami, gdy lato jest bardzo suche, z wody wystaje wieża kamiennego kościoła.
Aby dostać się do miejsca nurkowego należy skorzystać z łódki. Czas płynięcia to około 10 minut. Niestety jezioro jest tak rozległe, że trzeba się dowiedzieć dokładnie, gdzie się zanurzyć, by spenetrować zalane miasteczko. Nurkując zaś przy brzegu zobaczymy skały, drzewa, albo ich pozostałości i ryby. Osobiście widziałem tylko okonie, ale ja przecież nie nurkowałem.
Zaplecze
Gdyby przyjechać tutaj własnym transportem ze sprężarką można by przeprowadzić całkiem ciekawe podwodne eksploracje. Życie w Rumunii jest porównywalne do naszego w Polsce, biorąc pod uwagę ceny za jedzenie, czy spanie. Na prowincji można zjeść duży talerz zupy, czyli ciorby (z dolewką za free) za jakieś 9 zł. Są tutaj bardzo popularne, a w tych ich tradycyjnych rosołach pływają często spore kawałki wołowiny. Lubują się w lemoniadach. Wypróbowałem ich kilka. Najlepsze są tradycyjne cytrynowe i cytrynowo miętowe – latem koniecznie z lodem. Ceny za paliwo są mniej więcej wyższe od naszych o jakieś 10%.
Ciekawostki
Na drodze głównej I klasy spotkacie niejednokrotnie wozy drabiniaste prowadzone przez konie pociągowe. Są one kompletnie nieoświetlone, nieoznakowane i bardzo fajnie wyglądają na rondzie. Przy drodze handlują wszystkim. Owoce przy wioskach, kupowane od mini producentów sadowniczo-ogródkowych smakują wybornie. Są niepryskane i zrywane prosto z drzewa/krzewu. Dogadując się na migi można je nawet umyć pod kranem przy domostwie.
Miasta są czyściutkie, bez petów, gum, śmieci i graffiti, a w kilku widziałem statuy przedstawiające rzymską wilczycę kapitolińską (symbol starożytnego imperium rzymskiego), karmiącą braci Remusa i Romulusa. Gorzej niestety wygląda w górach, gdzie śmieci jest już sporo.
Zamek Drakuli jest o wiele mniejszy niż go sobie wyobrażałem i nigdzie nie widziałem wampira.
Na drogach nie ma praktycznie radarów stacjonarnych, można się jedynie natknąć na policjantów z radarami ręcznymi.
W restauracjach, barach, czy zwykłych sklepach, nie spotkałem choćby jednego sprzedawcy, barmana, kelnera, który zainteresował by się mną, nagabywał do zakupu czegoś tam, zachwalał produkt. I to był dla mnie chyba największy szok – pierwsze państwo, w którym spotkałem się z czymś takim. Tak, jak by mieli to wszystko głęboko w … poważaniu. Nawet siadając w knajpie trzeba było prosić o menu, a potem znów o lemoniadę i znów o ciorbę, itd.
__________________________
Jezioro Belis Fantanele
Długość – 13 km
Powierzchnia – 9,8 km2
Przeciętna głębokość – 18 m
Maksymalna głębokość – 40 m
Nurkowania na podwodnym mieście – z łodzi
Prąd – lekki
Zapora Fantanele
Wysokość – 95,5 m
Długość baldachimu – 400 m
Szerokość na dole – 264 m
Objętość – 2.315 tysięcy m3