Australia statystycznemu Kowalskiemu kojarzy się z misiami koala, kangurami, dziobakami i ew. całą masą śmiertelnie niebezpiecznych pająków, węży i wszystkiego od czego lepiej trzymać się z daleka. Z nurkowej perspektywy jest trochę lepiej. Całe „zło” czające się na nas na lądzie, nie jest w stanie nas dopaść pod wodą, a tam oprócz wspaniałej Wielkiej Rafy Barierowej, czekają prawdziwe dziwy i cuda natury…
Jednym z nich jest stwór, którego udało się sfilmować kilka lat temu ekipie Eaglehawk Dive Centre z Tasmanii. Mowa tu o pyrosomidach. Jest to kolonia stworzeń, które razem wyglądają na sporych rozmiarów elastyczną tubę. Na każdą taką tubę, składają się setki tysięcy małych organizmów zwanych zooidami.
„Każda pyrosomida to zbiór tysięcy klonów, z których każdy posiada możliwość powielania i dołączania się do kolonii” – tłumaczy biolog morski Rebecca Helm
Te bardzo rzadkie wspaniałe kolonie stworzeń, potrafią łączyć się w twory o długości sięgającej nawet 12m! Każda z tworzących je zooid odżywia się samodzielnie filtrując wodę. Ten sam proces wprawia pyrosomidę w ruch. Jak podaje magazyn New Scientist, kiedy proces ustaje, kolonia potrafi opaść na głębokość 500-700 m.
Swoją nazwę pyrosomidy zawdzięczają swoim bioluminescencyjnym właściwościom. Pyro – ogień i soma – ciało. Dzięki gruczołowatym komórkom na końcu swych gardzieli, mogą one wytwarzać niebiesko-zielone światło.
To niesamowite światło zainspirowało w przeszłości m.in. Thomasa Huxleya do napisania:
„Zobaczyłem właśnie pełnię księżyca w całej jej wspaniałości, widziałem także mniejsze księżyce, piękne pyrosomy, błyszczące w wodzie niczym białe, gorące cylindry”
Źródło: iflscience.com