Aktualności Ameryka Miejsca Nurkowania Relacje

Kubańskie Karaiby

Cygara

-- Reklama --
Suchy Skafander Seal

W drodze powrotnej z Pedrem dogadujemy sprawę zakupu „na lewo” oryginalnych cygar. Wcześniej, po przylocie, widzieliśmy ceny w Havanie. Wieczorem w naszym gierkowskim domku zjawia się sprzedawca z torbą powypychaną brudnymi papierami i gazetami. To dla zamaskowania zawartości. Dogadujemy ceny i czynimy zakupy, a na następny dzień spraszamy innych chętnych z naszej grupy. Potem do końca pobytu nie możemy się od gościa odczepić.

Wycieczka fakultatywna i długo oczekiwany obiad

Następny dzień to wycieczka fakultatywna do Cinfuegos i Trinidadu. W tej pierwszej miejscowości jesteśmy dosłownie 20 minut na jakimś głównym placu. Po wizycie papieża JP II i jego zabiegach, Fidel zezwolił na otwarcie niektórych kościołów katolickich. Jeden z takich jest w zasięgu wzroku i gdy inni idą na kawę, ja wraz z aparatem udajemy się na szybkie i pobieżne zwiedzanie placu i owego kościoła, w którym o dziwo, odnajduję polski akcent – obraz „Jezu ufam Tobie”.

Trinidad należy do perełki na Kubie. Jak piszą w przewodnikach i mówią ludzie, którzy wcześniej zwiedzali Kubę, miasto to jest najlepiej zachowanym przykładem miasta kolonialnego. Jest oczywiście zapuszczone i brudne. Mało i tylko gdzie nie gdzie odrestaurowane. Ulice brukowane, a na nich rowerowe riksze czekające na turystów. Przewodnik nie pozwala się zatrzymywać i oprowadza nas uliczkami opowiadając o dawnych czasach i dzisiejszych oficjalnych realiach.

Docieramy do restauracji, w której planowany był obiad. Możemy zamawiać do ustalonej ceny, jeśli wyjdzie drożej – trzeba dopłacić, jeśli taniej, nikt nam nie zwraca. Zamawiamy. Po 40 minutach zastanawiamy się, czy dopiero nie łowią naszych ryb, langust, czy kurczaków. Po godzinie jesteśmy podminowani. Duszno, na głodnego i czas leci. Po półtorej robimy głośne zapytania, a po 2 godzinach od zamówienia dostajemy w końcu posiłek. Po zjedzeniu dochodzi do małej sprzeczki z organizatorką i po dowiedzeniu się, gdzie jest miejsce zbiórki odchodzimy we dwóch „ w miasto”. Teraz próbujemy się odprężyć i uspokoić. Zaglądamy w miejsca nie turystyczne. W końcu znajdujemy knajpkę, gdzie kupujemy za całe 3 $ (okazuje się, że spokojnie można płacić dolarami amerykańskimi, a nawet euro) dużego drinka – pinaclodę, podanego w wytłoczonym ananasie. Miło rozpływa się w ustach i wędruje do żołądka. Humory się poprawiają.

Dalsze zanurzenia

Następnego dnia, ostatni raz w tym miejscu, nurkujemy w Punta Perdiz Barco na lewo, gdzie na 22 metrach leży wrak obrócony do góry dnem. Schodzimy na 35 metrów głębokości, a widoczność sięga 30 metrów. Drugie zanurzenie mamy w tym samym miejscu i płyniemy na prawo. Rafa żyje swoim morskim życiem. Są krewetki, meduzy, barakudy i inne kolorowe ryby. Pod koniec, już na głębokości kilku metrów zauważamy częściowo zakopaną w piasku płaszczkę – Levisa. Pozostajemy z nią ładnych kilka chwil.

[smart-photo thumb_width=”175″ thumb_height=”100″ zoom_size=”fill”]

[/smart-photo]

Nurkowanie nocne

Po powrocie decydujemy się na zanurzenie nocne, dodatkowo płatne. Zbieramy się przed zachodem słońca i jedziemy asfaltem pełnym krabów. Są ich tysiące, a setki giną pod kołami z charakterystycznym klikaniem. Kosmiczny widok i odczucie. Animalsom nie polecam. Ciekawostką jest, że zwłoki są natychmiast usuwane przez pozostałe kraby oraz przez sępy.

Miejsce trafione wybornie i z nazwy – Los Cocos – i z tego, co pod wodą. Od razu po zanurzeniu spotykamy płaszczki, najeżki i mnóstwo krabów kilku gatunków. Nocne zwierzaki wychodzą na żer. Są mureny pływające w toni, są kałamarnice i bardzo duża langusta. Pełni wrażeń wracamy do naszego tymczasowego lokum, by przespać noc w towarzystwie komarów i rano wyruszyć w dalszą podróż.

Maria La Garda

Jedziemy pół dnia do Maria La Garda. Znacznie poprawia się standard i mamy klimatyzację i czyściutko. Nie ma komarów, no może pojedyncze sztuki. Tu sprawdzają nasze certyfikaty i wszystko zapisują. Początkowo mamy pływać w 2 wielkich grupach po 10 nurków. Protestujemy z Robertem na tyle, że w końcu Kubańczycy tworzą jeszcze jedną grupę dla fotografujących, przez co pływamy tylko we czterech plus przewodnik.

Teraz nurkujemy z łodzi. Wypływamy w morze i w różnych miejscach wskakujemy do wody. Dno tworzy tu ciekawą strukturę. Opada dość spokojnie, by na kilkunastu metrach przejść w pionową ścianę, która opada bardzo głęboko, ponoć do 1000 metrów. W każdym razie dna nie widać. Mamy nie przekraczać 25-30 metrów. Fauna zmienia się tu nieznacznie. Rozpoznajemy tuńczykowate, trumpfenfish, duże groupery, najeżki i barakudy. Rekiny zdarzają się niezmiernie rzadko, w stylu 1 na 2 lata. Przynajmniej tak zeznawali przewodnicy. Są też flądrowate, piękne formacje gąbek rurkowatych, ślimaki i krewetki.

Przedostatniego dnia wykupujemy nurkowanie nocne. Znamy się już lepiej z grupą i namawiamy kilka osób, które potem się z tego bardzo cieszą. Dzielimy się inaczej w pary, co głównie wiąże się ze światłem, jakie posiadamy. Pod wodą w miejscu Cabezo de Mareelo roi się w nocy od różnego rodzaju stworzeń. Niektóre gatunki widzę pierwszy raz w życiu. Pełni wrażeń wracamy do portu, a tu siadamy w pobliskiej knajpie i sącząc drinki słuchamy domorosłych zespołów rodzimej muzyki. Codziennie gra i śpiewa tu jakaś kapela, a niektórzy tańczą sobie do rytmu. Jest sympatycznie.

Następny dzień to 2 ostatnie zanurzenia w Morzu Karaibskim. Standardowa procedura i podobne ukształtowanie terenu. Niestety ostatnie miejsce Piecra Blanea jest najsłabsze. Jakieś takie szare. Jest prąd spychający, z którym walczymy przez całe nurkowanie, bo nasz przewodnik stwierdził, że nie płyniemy, jak większość grup z prądem, ale pod, bo jest słaby. Słaby był przez pierwsze 5 minut … Mało zwierząt i jakoś tak niesmacznie na koniec. Ale kto mówił, że zawsze będzie ekstra?

Do Polski

Teraz czekała nas jeszcze 2 – dniowa wizyta w Havanie i bardzo długi powrót przez Moskwę.

Kuba jest ciekawa. Jest biedna i smutna, ale nadrabia miłym w sumie usposobieniem ludzi, pięknym lazurowym morzem, czystym powietrzem i nie chemicznym jedzeniem. Gdyby to porządnie zorganizować, można by się bawić sympatycznie przez cały czas, korzystając z dobrodziejstw Natury i gościnności tubylców. I mam nadzieje, że właśnie w tym kierunku pójdzie przyszła Kuba.


[row][third_paragraph] wzgolaport [/third_paragraph][paragraph_right]Wojciech Zgoła – pasjonat i propagator nurkowania. Niezależny publicysta. Od 2007 roku fotografuje pod wodą, a od końca 2008 roku nurkuje również z kamerą. Swoją uwagę skupia głównie na cudach podwodnego stworzenia oraz na ukształtowaniu terenu. Stara się podróżować wszędzie tam, choć nie tylko tam, gdzie jest możliwość zanurkowania. Od 2008 roku prowadzi własną stronę internetową:
www.dive-adventure.eu
[/paragraph_right][/row]

 

Czytaj także

Wgrywam....

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Dalsze korzystanie ze strony oznacza wyrażenie zgody na wykorzystywanie plików cookies. Zgadzam się Czytaj dalej