Na cel tym razem wzięliśmy lokalizację znaną jako „Ławica Słupska”. Do północy wszyscy mieliśmy zameldować się na pokładzie jednostki o budzącej jednoznaczne skojarzenia nazwie „Nitrox”. Na wyjazd zebraliśmy się 12-osobowym składzie, jednak z różnych przyczyn do punktu zbiórki w Darłówku Wschodnim, dotarło tylko ośmiu z nas.
Z Gdyni wyruszamy dwoma autami z Adamem i Radkiem. Po drodze odwiedzamy nową firmę na rynku – Centrum Nurkowe divespot.pl, gdzie nabijamy zestawy i uzupełniamy gazy dekompresyjne. Cała operacja przebiegła bardzo sprawnie. Wszystko dzięki udogodnieniom, jakie oferuje sprężarkownia divespotu. Nie tracąc niepotrzebnie czasu, butle nabijaliśmy… bez wyciągania ich z auta. Wszystko dzięki odpowiednio długiemu wężowi od sprężarki. Ostatni krok to zatankowanie aut i jesteśmy gotowi do drogi. W dobrych humorach ruszamy prosto do celu.
Do stoczni gdzie zacumowany czekał M/Y „Nitrox” docieramy jako pierwsi. Na zegarze dochodzi 21:00. Po przepakowaniu rzeczy na pokład i odstawieniu aut, postanowiliśmy wykorzystać pozostały czas i skoczyć na miasto. Krótki spacer podczas którego zjedliśmy pizze i zrobiliśmy zakupy, a zaraz po nim powrót na statek, gdzie spotkaliśmy się z pozostałą częścią naszej grupy. Rozmowa przy herbacie kończy ten dzień.
Port opuściliśmy o godzinie 2:00 nad ranem w sobotę. Udaliśmy się na pierwszy wrak w trakcie naszej wyprawy – „Papierowiec”. Cel osiągamy ok. 9:00. Morze tego dnia jest wyjątkowo rozkołysane. Podczas klarowania sprzętu i wskakiwania do wody, wszyscy czuli się lekko niewyraźnie. Na szczęście obyło się bez oddawania hołdu Neptunowi.
Wrak „Papierowca” spoczywa na głębokości 40 m. Nurkowanie przeprowadzamy w parach. Wśród nas są dwie osoby ze skuterami, a dwie kolejne robią zdjęcia. Na pozycji spędzamy 30 min. Po wyjściu z wody wszyscy czują się znacznie lepiej i są gotowi zjeść obfite śniadanie. Do następnej lokalizacji dopłynęliśmy dosyć szybko, dlatego w czasie przerwy pomiędzy nurkowaniami łowiliśmy dorsze, co było świetną zabawą i przysporzyło nam wiele frajdy.
Następnym wrakiem na naszej trasie jest „Parowiec”. Położony nieco płycej, bo na głębokości ok. 30 m. Na dole panuje świetna widoczność, a sam wrak prezentuje się bardzo ładnie. Można na nim znaleźć doskonale zachowane koło sterowe, opierające się o bok jednostki. Kilka metrów za wrakiem natrafiamy na rozciągniętą, wysoką na trzy metry, ogromną sieć. Oczka tej niebezpiecznej pułapki są w niemal nienaruszonym stanie, musi spoczywać tu od niedawna. Przepłynęliśmy wzdłuż niej na skuterach dosyć znaczny kawałek, ale i tak nie znaleźliśmy jej końca. Oczywiście na całej długości zaplątane były w nią śnięte rybi i ogromna liczba meduz. Oprócz sieci znaleźliśmy masę blach na dorsza zaczepionych o wrak. Kilka z nich odczepiamy dla załogi „Nitroxa”. Oczywiście podczas odczepiania ich trzeba bardzo uważać, aby nie przebić rękawicy w suchym skafandrze.
Nurkowanie oceniam jako wyjątkowo udane. Wszyscy wyszli z wody bardzo zadowoleni. Wrak jest stosunkowo mały, na oko jego długość to nie więcej niż 20 m. Na skuterach opływamy go wielokrotnie. Po powrocie na pokład następuje wymiana opinii, klarowanie sprzętu i zabezpieczanie tagów. Morze jest tego dnia wyjątkowo niespokojne i cały czas bardzo mocno buja, co utrudnia przemieszczanie się i przenoszenie sprzętu. Po rozebraniu się ze skafandrów i przebraniu się, czekała na nas pyszna zupa jarzynowa. Falowanie jednak było na tyle silne, że nalewaliśmy ją do talerzy na zewnątrz mesy. Nie obyło się bez przygód i w pewnym momencie ogromny gar z zupą pod wpływem przechyłu wpadł do mesy, a cześć zupy wylądowała na podłodze. Na szczęście mimo dotkliwej straty, zupy starczyło dla wszystkich.
Na noc cumujemy do portu w Ustce. Na miejscu kucharz – „Prezes Kazik”, podał nam prawdziwy polski obiad, czyli schabowe z ziemniakami i buraczkami. Po posiłku całą ekipą wybraliśmy się do baru, na nurkowe rozmowy przy kuflu piwa.
Następnego dnia na pierwszą pozycję „XXX” docieramy o 9.30. Jest to mały wrak, na którym postanowiliśmy zrobić sesję zdjęciową. W niedzielę z rana morze było już trochę spokojniejsze, a po pierwszym nurku tafla wody była już całkowicie płaska. Do następnego nurkowania mieliśmy trzy godziny. Ten czas wszyscy spędzili w mesie planując nasze kolejne działania pod wodą.
Drugim wrakiem tego dnia jest „Siarkowiec”. Jednostka długa na 100 m i położona na głębokości 17 m. Z przyzwyczajenia do głębszych nurkowań, zanurzaliśmy się pionowo w dół przy użyciu skuterów i niestety tym razem nagłe pojawienie się dna nas trochę zaskoczyło. Nie udało mi się wyhamować i uderzyłem w piasek z dosyć dużym impetem. Cóż, człowiek uczy się całe życie. Sam wrak odwrócony jest stępką do góry, z przełamaniami w kilku miejscach. Opływając wrak trafiamy na otwory, przez które można wpłynąć do środka. Niestety przez nieuwagę zapomniałem naładować akumulator latarki i światło skończyło mi się w połowie nurkowania. Rozmiary wraku oraz mała głębokość, na której spoczywa, spowodowały nieoczekiwane problemy z systemem partnerskim. Skutery okazały się zbyt szybkie i zaraz po zanurzeniu rozdzielamy się. Do końca nurka spotykaliśmy się i gubiliśmy jeszcze kilka razy. Nurkowanie było na tyle płytkie, że obyło się bez dekompresji.
Po nurkowaniu wszyscy ruszyli do pakowania sprzętu i suszenia skafandrów przed powrotem. Do Darłówka mieliśmy ok. 2h drogi. Przez ten czas spakowaliśmy nasze torby, zjedliśmy dorsza i zrobiliśmy pamiątkowe fotki. Na miejscu byliśmy dokładnie o 17.00 więc udało nam się od razu przepłynąć przez rozsuwany most. Po przycumowaniu sprawnie przepakowaliśmy nasze rzeczy do aut. Od domu dzieliły nas jeszcze 3h drogi. Cały wyjazd uważam za wyjątkowo udany, a miejsce za jedno z tych wartych kolejnego odwiedzenia w niedługim czasie. W rejonach Ławicy Słupskiej leży o wiele więcej ciekawych wraków, które warto zobaczyć.
Źródło i Foto: Divers24