Niemal w samo południe, 31 maja 2003r., 3 mile na północny-zachód od brzegu duńskiej wyspy Bornholm, doszło do kolizji dwóch wielkich jednostek pływających. Płynący z Litwy, olbrzymi masowiec klasy panamax M/S Fu Shan Hai, został staranowany przez ponad dwa razy mniejszy kontenerowiec M/S Gdynia, znajdujący się na kursie do angielskiego portu Hull. W efekcie doszło do zatonięcia jednej z jednostek i uszkodzenia drugiej, natomiast olbrzymi obszar został narażony na katastrofę ekologiczną.
Galeria z zatonięcia M/S Fu Shan Hai
Należąca do szczecińskiej spółki żeglugowej Euroafryka i pływająca pod cypryjska bandera „Gdynia”, przewoziła na swoim pokładzie 300 kontenerów. Jej „ofiara” masowiec „Fu Shang Hai” należący do chińskiego armatora Cosco, w swoich ładowniach przewoził 66tyś. ton nawozów sztucznych i 1,7tyś. ton ropy naftowej.
Nic nie zapowiadało dramatu. Warunki panujące tego dnia na Bałtyku były doskonałe. Bardzo dobra widoczność, słoneczna pogoda i niemal płaskie morze.
Do zderzenia doszło o godz. 12.08. M/S Gdynia staranowała lewą burtę chińskiego kolosa powodując uszkodzenia, które w efekcie doprowadziły do jego zatonięcia. Na szczęście obyło się bez ofiar w ludziach, gdyż 27 osób stanowiących załogę, zdążyło się ewakuować na skandynawskie jednostki ratownicze. Transportowiec szczecińskiego armatora, mimo uszkodzeń dziobu, nie stracił pływalności i mógł udać się do portu. Niewielkie uszkodzenia „Gdyni”, były spowodowane tym, iż jest to okręt spełniający wymagania klasy lodowej E1 (przystosowany do kruszenia pokrywy lodowej o określonej grubości).
„Fu Shan Hai” został trafiony w lewą burtę przy pełnej prędkości, podczas próby wykonania manewru wyminięcia przez rufę. Ustawienie obu jednostek względem siebie, układało się w niemal idealny kąt prosty, co przy powyższym przystosowaniu konstrukcyjnym „Gdyni”, musiało zakończyć się tragicznie dla azjatyckiego statku. O godz. 20.49 M/S Fu Shan Hai, zniknął pod powierzchnią Bałtyku.
Jak wykazały wyniki prowadzonego śledztwa kolizja miała miejsce z winy M/S Gdynia, gdzie błędów dopuściła się załoga.
Jednak samo zatonięcie kolosalnej jednostki, było zaledwie pierwszym aktem tej tragedii. Toksyczny ładunek, jaki chiński masowiec przewoził, ściągnął na skandynawskie państwa widmo prawdziwej katastrofy ekologicznej. Na szczęście prowadzona akcja ratunkowa zminimalizowała wpływ całego zdarzenia na środowisko. Nie obeszło się jednak bez nerwowych momentów i oskarżeń Szwedów pod adresem Duńczyków, o zbyt późne rozpoczęcie akcji ratunkowej.
Dla zatopionego statku, nowy okres rozpoczął się w 2007r. Po czterech latach wrak został dopuszczony jako miejsce nurkowe (wcześniej ze względu na toksyczny ładunek, nurkowanie było zabronione). Wrak w sam sobie jest bardzo ciekawy, a różne jego części, dostępne są dla nurków o bardzo zróżnicowanych uprawnieniach. Wpływa na to fakt, iż w najgłębszym miejscu jest prawie 70m, ale olbrzymia i ciekawa nadbudówka, zaczyna się na ok. 30m.
Na wraki w okolicy Bornholmu można wybrać się polską jednostką Nitrox, która organizuje wypłynięcia w ten rejon. Popularny „chińczyk”, znajduje się około 45min od brzegu.
Samo nurkowanie na jednostce mierzącej 225m to coś niebywałego. Nasze nurkowanie powinniśmy zaplanować odpowiednio do możliwości grupy, jaka pojawimy się na miejscu. Jeżeli chcemy zwiedzać coś poza nadbudówką, konieczne będzie wykorzystanie skuterów (głębokość + duże odległości do przebycia = mało czasu na nurkowanie).
Na zewnątrz, przy pierwszym kontakcie, najwięcej uwagi trzeba poświęcić dachowi pełnemu anten oraz rewelacyjnie wyglądającym schodom, które znajdują się po obu stronach wraku. Opadając coraz niżej, dotrzemy w końcu do olbrzymiej śruby, która znajduje się na 65m. Kontakt z tak wielkim obiektem pozostawia olbrzymie wrażenie.
Dalej możemy się wybrać na wycieczkę wzdłuż burty. Na głębokości ok. 50m znajduje się główny pokład i olbrzymie luki prowadzące do ładowni. Wpłynięcie nad taki luk może zaowocować zgubieniem orientacji, gdyż wejście jest tak olbrzymie, iż sprawia wrażenie, że znajdujemy się poza wrakiem!
Co do nadbudówki, to jest ona bardzo wdzięcznym miejscem do eksploracji. Penetracja wnętrza, korytarzy, mostka i kajut, niesie ze sobą olbrzymią satysfakcję. Trzeba jednak uważać, gdyż jest ona, coraz bardziej niebezpieczna. Wrak cały zdążył pokryć się osadami, których wzburzenie może owocować utknięciem w labiryncie pomieszczeń. W kajutach i pomieszczeniach, można znaleźć całą masę przedmiotów codziennego użytku. Ogromne wrażenie robią segregatory ustawione na półce, które przy próbie dotknięcia, zamieniają się w proszek. Nie ma sensu też zapuszczać się zbytnio w głąb wraku, gdyż aby zwiedzić wszystko potrzeba by co najmniej 20 nurkowań.
Nurkowanie na wraku M/S Fu Shan Hai, należy do trudnych. Nie tak trudnych jak na wraku Frankena, ale aby zwiedzić „chińczyka”, oprócz wyszkolenia i odpowiedniego sprzętu, będziemy potrzebować zgranej grupy o wysokich umiejętnościach. W trakcie nurkowania panują niemal egipskie ciemności, jednak właściwe oświetlenie zapewni nam kilkanaście metrów widoczności. Należy pamiętać o dokładnej nawigacji, gdyż na wrakach tych gabarytów zgubienie się tworzy poważne problemy. Dodatkowym niebezpieczeństwem stają się sieci, które już zaczęły oplatać wrak.
Źródło: ums.gov.pl, Divers24