W ostatnich tygodniach pożary trawiące Australię stały się w mediach tematem numer 1. Jednak ta niesamowita historia o kobiecie, która przetrwała pożogę ukrywając się pod wodą w przydomowym basenie, dopiero teraz pojawia się w kolejnych ogólnoświatowych tytułach.
W Nowy Rok, około godzinie 10.30, do Samanthy Kneeshaw zadzwonił sąsiad ostrzegając, że w stronę ich zabudowań rozciąga się pożar buszu. 45-letnia kobieta naprędce opracowała plan ratunkowy i przystąpiła do realizacji. Najpierw podlała wodą cały teren wokół posesji, a kiedy ogień objął już 30-metrowe eukaliptusy po drugiej stronie drogi, chwyciła za sprzęt do nurkowania i postanowiła ukryć się w basenie.
Kiedy ogień dotarł do jej posiadłości kobieta była w domu sama. Na szczęście reszta rodziny, w tym dwójka jej dzieci, wyjechała wcześniej, zanim pojawiła się informacja o zagrożeniu pożarem. Szukając dla siebie ratunku Australijka wzięła swój sprzęt do nurkowania i wskoczyła do przydomowego basenu. Udało się! Ogień pochłonął zarówno część zabudowań, jak i trzymane przez rodzinę kurczaki, ale nie jej życie!
Trzeba zaznaczyć, że Pani Kneeshaw nie miała czasu ani prawdopodobnie kompletu sprzętu do dyspozycji. Na szczęście w domu znajdowała się butla i automat, które okazały się kluczowe. Starając się opanować oddech i emocje, kobieta kryła się w niewielkim basenie, podczas gdy do wody co chwilę wpadały spopielone elementy.
„Nie miałam maski, więc dokładnie nie widziałam co się dzieje. Dom był zaciemniony przez czarny dym. Widziałam tylko szalejące nad nim płomienie. To musiały być drzewa po drugiej stronie drogi. Było też kilka eksplozji, to były ciężarówki zaparkowane u sąsiadów. Musiałam kryć się pod wodą, z uwagi na żar i popiół, które były dosłownie wszędzie” – relacjonowała już na spokojnie Kneeshaw
Po wszystkim okazało się, że dom przetrwał niemal nie doznając uszkodzeń. Duża w tym zasługa pompy przeciwpożarowej i systemu zraszaczy dachowych, które zainstalowała jakiś czas wcześniej. Kiedy najgorsze minęło, wychodziła z wody, by dogaszać miejsca, w których wciąż płonął ogień, po czym wracała do basenu, w którym mogła odpocząć i oddychać powietrzem z butli nurkowej.
„Mój mąż przeszedł piekło. Przez cały czas myślał, że nie żyję. Został odcięty i nie mógł nic zrobić. Cieszę się jednak, że nie wrócił i nie musieliśmy ryzykować oboje. W domu mieliśmy tylko jeden zestaw nurkowy. Dzięki temu nasze dzieci wciąż mają oboje rodziców” – stwierdziła kobieta.
Źródło: theaustralian.com.au
Foto: Samantha Keenshaw Facebook
Pasjonatów nurkowania wysokogórskiego odsyłamy do tekstu Kamila Iwankiewicza – „Podwodna Atakama”, który znajdziecie w 9 numerze kwartalnika DIVERS24! Magazyn w wersji cyfrowej dostępny jest nieodpłatnie, natomiast wersję drukowaną możesz nabyć w naszym sklepie internetowym.