Ekolodzy z Meksyku mogą jedynie bezsilnie patrzeć, jak morświn kalifornijski znika z wód Zatoki Meksykańskiej. W tej chwili na tym akwenie pozostało jedynie około 30 osobników tego gatunku. Tak się nieszczęśliwie składa, że jest to jedyne miejsce na świecie, gdzie te ssaki występują.
Morświn kalifornijski został po raz pierwszy opisany w 1958 roku, a pod koniec lat dziewięćdziesiątych jego liczebność oceniano na około sześćset osobników. Do 2008 roku liczba ta spadła o ponad połowę. W ostatnich latach populacja zmniejszyła się drastycznie, głównie z powodu działalności człowieka. Najbardziej zawiniły tu połowy przy pomocy sieci skrzelowych.
W tej chwili ocenia się, że w wodach Zatoki Meksykańskiej pozostało trzydzieści morświnów, zwanych „morskimi pandami”, z powodu czarnych obwódek dookoła oczu. Aktywiści podjęli ostatni wysiłek, mający na celu ocalenie tego wdzięcznego i wyjątkowego ssaka.
W ramach akcji VaquitaCPR (ang. vaquita to właśnie nasz morświn), która połączyła działaczy, naukowców i organizacje pozarządowe, ludzie spieszą na ratunek, by zapobiec wyginięciu kolejnego gatunku. Nawet Marynarka Wojenna Stanów Zjednoczonych włączyła się do akcji, pomagając w identyfikacji żyjących osobników na obszarze Morza Corteza (przy pomocy specjalnie wytrenowanych delfinów).
Ratunkiem dla morświna kalifornijskiego byłaby próba stworzenia dla niego schronienia, w którym mógłby spokojnie rozmnażać się z dala od działalności gospodarczej człowieka, ale też z jego pomocą. Niestety, te nieśmiałe ssaki są wyjątkowo mało skłonne do współpracy z człowiekiem, nawet tej pomyślanej dla ich dobra.
Pod koniec listopada, testowo umieszczony w specjalnie przygotowanym zbiorniku morświn zmarł w skutek długotrwałego stresu. Stres był spowodowany właśnie obecnością człowieka w jego otoczeniu. Badacze podejrzewają, że na ten konkretny gatunek obecność człowieka wywiera wyjątkowo negatywny wpływ i nie wiedzą, jak sobie z tym poradzić. Śmierć dorosłego osobnika złamała morale ekipy opracowującej plan ratunku dla morświna, nie mówiąc o kosztach programu, które przekroczyły już pięć milionów dolarów.
Przypadek morświna kalifornijskiego reprezentuje szerzej zakrojony problem związany z ratowaniem zagrożonych gatunków. Zazwyczaj rządy, korporacje czy inne instytucje interesują się danym gatunkiem dopiero wtedy, kiedy od zniknięcia dzielą go właściwie miesiące. Czas goni badaczy, fundusze są ograniczone, a proces, który starają się odwrócić, właściwie już się zakończył.
Podobna historia miała już miejsce, kiedy ratowano inny gatunek morświna, który żył też w zupełnie innym środowisku – w rzece Jangcy, w Chinach. Pozostałe osobniki próbowano wyłapać i zapewnić im schronienie w niewoli, niestety próba zakończyła się porażką i śmiercią schwytanych morświnów. Tym razem historia się powtarza. Pozostaje mieć nadzieję, że finał będzie szczęśliwszy.
Źródło: whowhatwhy.com Foto: Wikimedia Commons
[pro_ad_display_adzone id=”31298″]