Czasami przypadek zmienia bardzo wiele. Na przykład podczas nieplanowanego nurkowania pozwala zlokalizować największy wrak na Mazurach.
Zacznijmy po kolei… Moja wiara w przypadki została przyklepana. Wysyp nurkowych miejscówek miał miejsce po tzw. „białym szkwale”, kiedy to służby ratownicze zostały doposażone w niezbędne urządzenia do przeszukiwania dna. Od czasu do czasu w trakcie ćwiczeń wyskakiwały jakieś kwiatki, które sukcesywnie sprawdzaliśmy. Tak naprawdę, odnalezienie przez nurków pozostałości barki u wylotu kanału Łuczańskiego w 2010 roku, a nie urządzenia, było moim zdaniem zupełnie nieprawdopodobne.
Przypadek
Byłem święcie przekonany o tym, że w Wielkich Jeziorach Mazurskich zalega coś jeszcze. Jednak historia, w której mam radość brać udział, jest z każdym dniem coraz bardziej zaskakująca. Na początku września 2017 roku wybrałem się na nurka. Niestety miejsce, w którym chciałem zanurkować, okazało się niedostępne. Dlatego postanowiłem zejść pod wodę gdzie indziej. I to by było na tyle, co do dokładnej lokalizacji wraku…
Niespodzianka
Postanowiłem popłynąć na głębokości pięciu metrów. Po niespełna dwóch minutach podniosłem głowę i trochę się zaniepokoiłem. Przede mną, na granicy widzialności, rozciągały się gęste sieci. Zatrzymałem się i postanowiłem je opłynąć. Zaskoczyło mnie i zainteresowało to, jak gęsto są utkane, gdyż wcale nie przepuszczały światła. Podpłynąłem bliżej i po prostu mnie zatkało. Przede mną na głębokości pięciu metrów była drewniana burta wraku…
Jeszcze pod wodą zorientowałem się, że miejsce spoczynku barki zna również ktoś inny. W takiej lokacji wrak powinien być cały opleciony w żyłkach. Tymczasem żyłek było może kilka, a jedynie z rufy w kierunku jeziora ciągnął się spętany warkocz siatki. Już pod wodą nie dawało mi spokoju pytanie: kto wiedział wcześniej i jak udało mu się utrzymać istnienie wraku w tajemnicy?
Wrak barki
Jest to wrak drewnianej jednostki płaskodennej, zbudowanej na konstrukcji wręg stalowych z ceowników. Długość barki na warunki Mazur jest imponująca i wynosi około 33 metry. Z kolei jej szerokość to 5,2 metra. Część dziobowa jest zniszczona, wręgi wygięto lub wycięto. Jednak od środka do rufy wrak jest w bardzo dobrym stanie. Warto wspomnieć, że na burtach nadal znajdują się imponujące polery cumownicze, po dwa z każdej strony.
Największy poler znalazłem na rufie, bezpośrednio za pozostałościami windy kotwicznej. Z kolei w nadbudówce na lewej burcie barki zlokalizowałem dwa bulaje. Po prawej stronie pozostał tylko jeden. Przez zejściówkę od strony rufy można wpłynąć do środka i wypłynąć w ładowni, co jest względnie bezpieczne. Jarzmo steru spotyka się z dnem na głębokości około 12 metrów. Podczas oględziny rufy płetwę steru odnalazłem całkowicie zakopaną w dnie.
Oni tu byli
Dociekanie historii barki oraz jej pochodzenia trwa. Jak się okazało, już od ładnych paru lat… Co więcej, zamieszani w nią są starzy “Płetwale“.
Jednostka pod koniec lat 50. XX w., a dokładniej w latach 1958-60, cieszyła się jeszcze względną „przydatnością”. Co prawda do pełnej sprawności technicznej było jej daleko, jednak jakieś funkcje mogła spełniać. W okolicy roku 1960 w skutek intensywnych wiatrów i falowania jednostka nabiera wody.
Rok, lub dwa lata później, ma miejsce nieudana próba wyszarpnięcia wraku barki na brzeg dwoma traktorami. Akcja niemal kończy się tragedią, kiedy drewniane poszycie szarpniętej jednostki pęka w połowie i wrak zaczyna powoli osuwać się w kierunku jeziora. Na szczęście lina łącząca ciągniki z wrakiem pęka, dzięki czemu wrak zostaje na dnie, a traktory na brzegu.
I to właściwie tyle, jeżeli chodzi o największy wrak barki na Mazurach. Reszta jest na zdjęciach i pod wodą.
PS Ja naprawdę natknąłem się na ten wrak barki przez przypadek!
Jeżeli interesują was ciekawe znaleziska z czasów II wojny światowej, to koniecznie musicie przeczytać artykuł o odkryciu bardzo niezwykłej torpedy. Znajdziecie go w 12 numerze naszego kwartalnika DIVERS24! Magazyn w wersji cyfrowej dostępny jest nieodpłatnie, natomiast wersję drukowaną możesz nabyć w naszym sklepie internetowym.