W ostatnim czasie na czołówki mainstreamowych mediów na całym świecie, trafił niezwykły wrak z początku XX wieku – „Gunilda”. Wszystko za sprawą zapierających dech w piersi fotografii, autorstwa Amerykanki Becky Kagan Schott. Jej niewątpliwy talent, rewelacyjne oko i wspaniałe umiejętności, pozwoliły wydobyć pełnię magii zatopionego parowca z powrotem na powierzchnię.
Nurkowanie na tym ponad 100-letnim wraku, to prawdziwe wyzwanie. Warunki panujące w Jeziorze Górnym na głębokości 80 metrów, sprzyjają konserwacji zalegających w nim wraków, jednak stanowią poważne wyzwanie dla ludzkiego organizmu. Z tego powodu, na eksplorację i fotografowanie „Gunildy”, Becky miała zaledwie 25 minut.
Wystarczyło. Podziwiając efekty podjętego wysiłku i uchwycone kadry nie można mieć co do tego najmniejszych wątpliwości. Wraz z zatonięciem w 1911 roku, pełne przepychu wnętrza zastygły, a czas się dla nich zatrzymał. Dziś nadal prezentują się spektakularnie, choć nie da się zaprzeczyć, że przy całym swym pięknie, wyczuwalna jest nuta mroku i upiorności.
[blockquote style=”2″]„Zwiedzanie go było podobne do ofnięcia się w czasie, a przy tym było to dość upiorne. Nigdy nie widziałam czegoś takiego. Dla mnie było to surrealistyczne przeżycie” – wspomina Becky Kagan Schott[/blockquote]
Parowiec „Gunilda” został zbudowany u schyłku XIX wieku, w 1897 roku, w szkockiej stoczni Ramage & Ferguson Ltd. Według planów jednostki opracowanych przez projektantów z Cox & King, statek mierzył 59.4 metra długości i 6.25 metra szerokości, przy zanurzeniu sięgającym 3.8 metra. Silnik parowy potrójnego rozprężenia, pozwalał „Gunildzie” osiągnąć prędkość 14 węzłów.
Wspaniały statek był własnością ekscentrycznego i bogatego mieszkańca Nowego Jorku – Williama L. Harknessa. To właśnie jego błędne decyzje i skąpstwo doprowadziły do zatonięcia jednostki w 1911 roku. Harkness zdecydował się nie zatrudniać lokalnego pilota, podczas pokonywania Jeziora Górnego (Lake Superior), największego i najbardziej wysuniętego na północ akwenu w kompleksie Wielich Jezior Ameryki Północnej.
Bez człowieka znającego akwen, okoliczne wyspy, mielizny i niebezpieczeństwa kryjące się pod powierzchnią wody, była to ewidentnie źle pojęta oszczędność, która zaowocowała rozbiciem statku o przybrzeżne skały. Na szczęście obyło się bez tragedii i pomimo uszkodzeń, wszyscy pasażerowie (a byli to ludzie wielce majętni) zostali przetransportowani na brzeg.
W kajutach pozostały jednak wszystkie rzeczy i kosztowności należące do podróżnych, które… poszły na dno wraz z parowcem, 11 sierpnia 1911 roku. Takiego obrotu sprawy dało się uniknąć, jednak po raz kolejny dało o sobie znać skąpstwo właściciela, który odmówił opłacenia drugiego holownika, by zabezpieczyć uszkodzoną „Gunildę”. W efekcie parowiec wraz z kosztownościami na wiele lat przepadł w odmętach Jeziora Górnego.
Wrak przez kolejne dekady był obiektem poszukiwań wielu ludzi, którzy starali się do niego dotrzeć. Pierwszym nurkiem, który zobaczył „Gunildę” na własne oczy był Chuck Zender. W 1967 roku, nurkując na sprężonym powietrzu, dotarł do wraku, spoczywającego na głębokości… 80 metrów! Swoje nurkowanie opisał w kilku magazynach, załączając szacowaną wartość kosztowności wewnątrz wraku, wynoszącą $ 3.5 mln.
W kolejnych latach podejmowano wiele prób dotarcia do wraku i jego eksploracji. Wraz z rozwojem technologii nurkowej starano się zaadoptować nowe, często pionierskie rozwiązania, które umożliwiłyby dotarcie do zatopionych kosztowności. Rezultaty były różne, łącznie z tymi najbardziej tragicznymi, to jednak już historia na osobny artykuł.
Źródło: greatlakesunderwater.com, therebreathersite.nl
Foto: Becky Kagan Schott/Liquid Productions
[pro_ad_display_adzone id=”25708″]