Rozmowa z Łukaszem Piórewiczem – Centrum Techniki Nurkowej w Gdyni, członkiem ekspedycji nurkowej Wiatrem Gnane, organizowanej przez Generpol, Centralne Muzeum Morskie w Gdańsku oraz Instytut Morski w Gdańsku.
D24: Jak zaczął się Twój udział w projekcie Wiatrem Gnane?
Ł: Do ekspedycji zaprosił mnie Krzysiek Wnorowski z Centrum Nurkowego Tryton z Gdańska, który dobierał ekipę nurków.
D24: Jaką funkcję Ci powierzono?
Ł: Byłem osobą odpowiedzialna za mieszanie gazów i przygotowanie nurkowań od strony technicznej, a także za zaopatrzenie wyprawy w gazy i ewentualne uzupełnienie ich zapasów w trakcie zmiany ekipy nurkowej, która miała nastąpić po pierwszym tygodniu. Dodatkowo pełniłem funkcje videografa.
D24: Czyli byłeś jedną z niewielu osób wśród trójmiejskich nurków, która przez cały czas była obecna na pokładzie r/v Imor?
Ł: Tak, byłem obecny zarówno podczas pierwszej, jak i drugiej zmiany ekipy nurkującej.
D24: Opowiedz coś o samych założeniach, jakimi kierowałeś się od strony technicznej
Ł: W trakcie naszych prac wykorzystywaliśmy zestawy dwubutlowe 2x18l i butle stage’owe z 50% nitroxem. Moim zadaniem było zagwarantowanie uzupełnienia gazów dla 10 nurków w czasie nie dłuższym niż 3 godziny w trakcie przerwy między kolejnymi zejściami. Aby zrealizować założenia nasza firma przygotowała specjalnie na tę wyprawę 2 sprężarki “Pacyfic” – nowy produkt CTN, który wypuściliśmy na rynek miesiąc wcześniej. Sprężarki sprawdziły się idealnie, dzięki możliwości modularnego ich łączenia, uzyskaliśmy wydajność 450l/min.
D24: Rozumiem, że na trójmiejskim rynku nie ma zbyt wiele podobnego sprzętu?
Ł: Nie chcę się specjalnie chwalić, ale biorąc pod uwagę rozmiar, zapotrzebowanie na gazy i czas potrzebny na ich uzupełnianie, jesteśmy jedyną firmą, będącą w stanie obsłużyć takie przedsięwzięcie.
D24: Czy w związku z tym brałeś udział w podobnych wyprawach?
Ł: Tak, już od 7-8 lat jesteśmy obecni podczas ekspedycji nurkowych na Bałtyku. Z ciekawszych projektów braliśmy udział w kręceniu materiałów do programu „Podwodna Polska”, ekspedycji na Goye, Steubena, Grafa Zeppelina, czy filmie dokumentalnym o wraku okrętu Wilhelm Gustloff, realizowanym przez włoską grupę IANTD. Łącznie tych ekspedycji było około 15, także całkiem sporo, biorąc pod uwagę czas potrzebny na realizację tego typu projektów.
D24: Jak wyglądała ekipa nurków technicznych i pomocniczych?
Ł: Całe wypłynięcie trwało dwa tygodnie i było podzielone na dwie tygodniowe zmiany, podczas których było zawsze obecnych 8 nurków technicznych, w tym przynajmniej 1 fotograf i 1 operator kamery video. Dodatkowo każdą zmianę wspierało dwóch archeologów z ramienia Muzeum Morskiego. Była również obecna ekipa 3 nurków-filmowców z Anglii, zbierających materiał do filmu, który ukazać ma się w niedalekiej przyszłości.
D24: Jakie były relacje między ekipą nurków, w skład, której wchodziłeś? Na jakiej podstawie dobrano skład?
Ł: Najważniejszą ideą doboru grupy nurkowej było wybranie takich nurków, którzy się znają na wzajem i wielokrotnie ze sobą nurkowali. Dodatkowo cała grupa nurków technicznych mieszka w Trójmieście, wiec każdy z nas był w stanie wesprzeć działania organizacyjne i w sytuacji zmiany terminu wypłynięcia łatwiej było nam dostosować się do nowej daty.
D24: Czy w Trójmieście jest dużo więcej osób z podobnymi umiejętnościami i doświadczeniem, którzy mogliby zastąpić osoby biorące udział w ekspedycji?
Ł: W sumie niewielu, bo nie tylko umiejętności i posiadane certyfikaty były tu czynnikiem decydującym. Tutaj oprócz doświadczenia w nurkowaniu technicznym i wrakowym, trzeba było wykazać się też szybkością w reagowaniu pod wodą, szybkością zmiany decyzji w sytuacjach, które mimo wszystko mogły być stresowe. Chodziło również o to, żebyśmy się wszyscy znali, ułatwia to bardzo działania pod wodą, gdyż po odbyciu ze sobą wielu nurków w przeszłości, świetnie się rozumiemy i działamy przez to dużo sprawniej, a to właśnie czas był naszym głównym przeciwnikiem.
D24: Jakie zadania pod wodą wykonywaliście?
Ł: Zaczęliśmy od oznaczenia i policzenia wszystkich dział. Następnie wyznaczyliśmy liny referencyjne, wzdłuż których później przygotowaliśmy dokumentację fotograficzną i filmową. Opuszczenie na dno punktów referencyjnych i wymierzenie odległości między nimi, pozwoliły archeologom ustalać położenie dział oraz wyznaczyć te najlepiej nadawające się do wyciągnięcia. Kilka nurkowań zajęło nam usunięcie sieci oplatających armaty, po czym przekazaliśmy Marynarce Wojennej informacje, które działa są gotowe do podniesienia. Jednym z naszych zadań było również wyciągnięcie dwóch dział bezpośrednio na pokład r/v Imor, bez udziału MW. Wykonywaliśmy również poszukiwania szczątków wraku na dnie z wykorzystaniem skuterów DPV oraz wykrywacza metali.
D24: Przy operacji tego typu nie wszystko da się przewidzieć, na jakie problemy natrafiliście pod wodą?
Ł: Jak już mówiłem ekipa nurków biorących udział w pracach podwodnych zna się od dawna, co zasadniczo ułatwia wiele spraw i ogranicza liczbę możliwych komplikacji, dlatego nie napotkaliśmy większych problemów, niż te związane z częstymi zmianami pogody.
D24: A jeśli chodzi o wasze bezpieczeństwo w trakcie nurkowań?
Ł: Nikt nie znalazł się w sytuacji awaryjnej, więc ciężko tak naprawdę mówić o jakichkolwiek problemach. Mieliśmy przez cały czas pełną opiekę medyczną najpierw zagwarantowaną przez Krajowy Ośrodek Medycyny Hiperbarycznej, a w drugim tygodniu przez Marynarkę Wojenną, ale na szczęście nie była ona potrzebna. Nikt nie musiał korzystać z komory dekompresyjnej, żaden z nas nie miał problemów związanych z urazami nurkowymi, wszystko było ok.
D24: Jakie w takim razie mieliście czasy denne i jak przebiegała dekompresja?
Ł: Średnią głębokością na jakiej pracowaliśmy były 43m, czasy denne zawierały się w przedziale 30-45min, tak więc dekompresję liczyliśmy przez ratio deco 1:1 czyli łącznie nurkowania trwały od 70min do 110min. Dziennie robiliśmy dwa nurkowania, czasami niestety z powodu warunków pogodowych ograniczaliśmy się do jednego nurkowania.
D24: Jaką mieliście widoczność?
Ł: Naprawdę wspaniałą, pomiędzy 20-25m. Przy pierwszych nurkowaniach trzeba było, aż przyklęknąć na piasku, bo nie wierzyliśmy, że trafiliśmy na tak rewelacyjne warunki. Coś powalającego. Do tego dno było piaszczyste, twarde, dzięki temu działa nie były zakopane i były świetnie widoczne. Warunki znacząco przyczyniły się do podniesienia wartości materiałów filmowych i fotograficznych, co zapewne wszyscy zauważą w trakcie ich przeglądania.
D24: Słyszeliśmy, że w trakcie Waszej ekspedycji nurkowaliście także na innym, nowym wraku?
Ł: Tak, to prawda, dzięki szybkim działaniom naszej grupy nurków i MW wszystkie prace zakończyliśmy wcześniej niż było to planowane. Zaoszczędziliśmy jeden dzień i dzięki uprzejmości pani Iwony Pomian z CMM mogliśmy zanurkować na nowym wraku w odległości tylko paru mil od dział. Każdy członek ekipy wykonał po dwa nurkowania i w trakcie tych nurkowań udało nam się wykonać materiał filmowy i fotograficzny, odnaleźliśmy i wydobyliśmy wyroby ceramiczne, szklane butelki, kompas, sekstans, klepsydrę i gliniane naczynia. Wrak ma zwartą konstrukcję i tylko niewielką sieć zaciągniętą na dziobie. Jest niewielkim drewnianym żaglowcem, który przewoził ładunek węgla. Pod wodą wyglądał po prostu bajecznie, a dla każdego z nas stanowił wisienkę na torcie jakim była nasza ekspedycja.
D24: Co czułeś wewnątrz siebie, jako doświadczony nurek, biorąc udział w ekspedycji Wiatrem Gnane?
Ł: Przede wszystkim po raz pierwszy widziałem pod wodą działa. Coś takiego normalnie się nie zdarza, a jeśli zdarza to niezwykle rzadko i na pewno nie w liczbie 40 sztuk. Druga rzecz satysfakcja i radość z możliwości uczestniczenia w tak dużym projekcie, gdzie zaangażowane są bardzo poważne instytucje, jak Centralne Muzeum Morskie, Instytut Morski i Marynarka Wojenna, które chcą skorzystać z naszej pomocy i doświadczenia. W projekcie wzięło udział około 100 osób odpowiedzialnych nie tylko za samo nurkowanie, ale także organizacje samej wyprawy, prace archeologiczne, marketing i kontakty z mediami. Kolejne niesamowite doświadczenie to nurkowanie w tym samym czasie z nurkami z MW, my w swoim sprzęcie umożliwiającym swobodne poruszanie, oni w sprzęcie ułatwiającym prace podwodne. Przez wszystkie nurkowania przebywaliśmy pod wodą w obecności ROVa, który monitorował nasze obopólne działania. Swoistym przypieczętowaniem tego wydarzenia była fotografia zrobiona przez Tomka Stachurę, gdy podaję rękę nurkowi z Marynarki Wojennej, było to wspaniałe i niezapomniane uczucie.
D24: Dziękujemy Ci bardzo za rozmowę i życzymy sukcesów przy następnych ekspedycjach, oby było ich jak najwięcej.
Ł: Dzięki, na samym końcu chciałbym podziękować za wspólną pracę wszystkim osobom reprezentującym instytucje biorące udział w ekspedycji, wszystkim kolegom, z którymi miałem przyjemność nurkować, załodze IMORa i Safiry. Te dwa tygodnie były prawdziwą przygodą i jeszcze długo, długo wszyscy będziemy je dobrze wspominać. Pozdrawiam serdecznie.
Źródło: Wywiad dla Divers24 przeprowadzili Tomek Andrukajtis i Adam Sieczkowski
Foto: Tomasz Stachura